środa, 20 grudnia 2023

Poezja i prozac

Ależ ten grudzień pędzi na łeb, na szyję. Przecieka przez palce wraz z topniejącym śniegiem. Myśli uciekają już ku wiośnie i snujemy plany na lato, a tu nawet zima się jeszcze nie zaczęła. W stołowym czas odmierza nietypowy zegar. A może to kalendarz? Sam nie wiem. Nie liczy minut i godzin, ale pory roku. W każde przesilenie i w każdą równonoc, raz na kwartał ścieramy z niego kurz i symbolicznie zaczynamy nowy rozdział. Jeszcze moment i znów na chwilę zaburzymy jego równowagę i zakłócimy spokój. Potem dnia zacznie przybywać i zaraz przyjdą święta. Na jedną noc cały świat zwolni. Może się nie zatrzyma, bo jest rozpędzony i na dodatek ma z górki*, ale przynajmniej przejdzie do marszu. Spojrzy wstecz, hen za siebie, policzy dni i puste miejsca przy stołach. Rano szybko dopije kawę, zostawi na talerzu napoczęty tost i pobiegnie w dzień i w rok nie oglądając się za siebie. Szukać dróg, gdzie jasny dźwięk. I odpowiedzi.

Przejrzałem galerię zdjęć w telefonie. Ostatnie dwanaście miesięcy zapisane w cyfrowej pamięci. Sporo tego, a to tylko jeden aparat. Umysł ma skłonność do wybielania wspomnień. Zachowuje subiektywnie to, co dla niego wygodne. Reszta trafia do kosza. Przycisk "usuń na zawsze" nie zawsze działa. Może i dobrze. A te najcenniejsze i tak nie mają zdjęć. Są zbyt ulotne, by tracić czas na wyciąganie telefonu. Zapisane migawką powiek. Wystarczy zamknąć oczy, by do nich wrócić.

To nie był zły rok. Na pewno lepszy od ubiegłego. Bilans zysków i strat wypada korzystnie. Przynajmniej globalnie. Małe ojczyzny rządziły się swoimi prawami. 

Przed nami kolejny. Życzę sobie i Wam, by najważniejsze pozostało niewypowiedziane, schowane pod powiekami. Wracam w nowym roku z nową opowieścią. Pierwsze linijki już się piszą. Wesołych Świąt!

(Z soboty na środę. Wersja limitowana)

PS

- Wiesz mężu,  bo ja wzrokowcem jestem. 
- Taaak? A okien brudnych nie widzisz ;-p
- Bo ja słaby wzrok mam...

A jak tam Wasze przedświąteczne porządki? ;-)




* tak naprawdę ma od jakiegoś czasu mocno pod górkę, ale chyba się jeszcze nie zorientował.

poniedziałek, 20 listopada 2023

Królowa

Pamiętacie Kayleigh Williamson? Pisałem tej niesamowitej kobiecie kilka lat temu. Znowu jest o Niej głośno, bo znowu to zrobiła. Dogoniła swoje marzenie. W pierwszą niedzielę listopada wraz z pięćdziesięcioma tysiącami innych marzycieli stanęła na starcie nowojorskiego maratonu. Na metę wbiegła z czasem 10 godzin, 9 minut i 11 sekund. Grubo po limicie, ale to jest zupełnie bez znaczenia. Marzenia nie mają limitów.

W drodze do jego realizacji cały czas wspierał Ją sztab oddanych przyjaciół. Na ostatnich czterdziestu dwóch kilometrach także. Bo to było Jej marzenie, a oni tylko pomogli je zrealizować. Wyprostowali ścieżki, którymi od lat zmierzała do mety w Central Parku. Motywowali, wspierali, dopingowali. Odwrócili uwagę od bólu z jakim wiązało się to wyzwanie, bo każdy krok musiała przecież postawić sama. Dzięki takiej determinacji Kayleigh jest jedną z pierwszych kobiet z zespołem Downa, które ukończyły maraton w Nowym Jorku. Ugryzła swój kawałek Wielkiego Jabłka, popiła łzami wzruszenia na mecie i coś czuję, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa ;-)

Niedawno zapytałem Julkę jakie ona ma marzenie. Bez chwili wahania odpowiedziała, że chce zostać królową ;-) Hmm... Wysoko mierzy, ale w końcu po to są marzenia ;-) Taka imaginacja może być pokłosiem naszej ostatniej wizyty w Teatrze Syrena. W październiku mieliśmy nieopisaną przyjemność obejrzeć pierwszą polską inscenizację musicalu "SIX", który szturmem wdarł się na deski West Endu i Broadwayu. Historia życia sześciu żon króla Anglii Henryka VIII - sześciu królowych - zamknięta w ramach koncertu pop. Świetne tłumaczenie, genialna gra aktorska, fantastyczne kostiumy (jakbyście potrzebowali dwóch rąk do wyrażenia siebie tańcem, a nie wiedzielibyście co zrobić z mikrofonem, to tu macie gotowe rozwiązanie), doskonała choreografia, światła i te fenomenalne głosy ubrane w przebojową muzykę graną na żywo przez rewelacyjny girls band. I jeszcze jedna rzecz warta podkreślenia. Bardzo dojrzała publiczność. Bez wyjątkuKiedy był czas na zabawę, to sala szalała, kiedy na zadumę stanęła na wysokości zadania. Byłem bardzo dumny z moich dziewczyn.
Julka żywiołowo reagowała na każdą piosenkę, ponieważ od trzech lat namiętnie słucha ich w oryginale, a i polskie przekłady nie są Jej obce ;-) Najprawdopodobniej to ta ekspresja spowodowała, że aktorki zauważyły Julkę i na koniec wszystkie podeszły przybić Jej pożegnalną piątkę, co naturalnie jeszcze podkręciło owacje. Szalenie miły akcent oraz przywilej siedzenia w pierwszym rzędzie będący owocem zakupu biletów z rocznym wyprzedzeniem ;-)
Nie macie jeszcze dosyć historii o koronowanych głowach? To dobrze, bo  na deser mam jeszcze jedną i jak
oś naturalnie wpisuje się w dzisiejszy post ;-) Ostatnio ćwiczyliśmy motorykę małą na szkolnych integracyjnych warsztatach przedświątecznych. Z gałganków zrobiliśmy lalkę, a Julka upiera się, że to Anna Boleyn. Nie zamierzam się spierać. Na pewno wie lepiej ;-)


Pozdrawiamy listopadowo :-)

niedziela, 29 października 2023

Skrzydła

Wyczytałem, że Wim Wenders powiedział kiedyś, iż aniołami naszych czasów są wszyscy, którzy interesują się innymi, zanim zainteresują się sobą. Znam kilku, może kilkunastu takich uskrzydlonych. Jednego nawet bardzo dobrze, ale aktualnie odsypia trudy ostatniego tygodnia, więc dziś nie będzie stawiany na piedestale. Poza tym nie lubi wysokości i blasku fleszy z nią związanych. Niech śpi, bo do czerwca daleko ;-)

Protagonistą dzisiejszego wpisu będzie bohater zbiorowy. Będziecie Wy. Przyjaciele Julki. Beneficjenci Jej uśmiechów. W naszym osobistym odczuciu właśnie tacy metaforyczni skrzydlaci protektorzy.

Kilka dni temu, gdy Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" zakończyła księgowanie 1,5 % podatku za ubiegły rok, zdaliśmy sobie sprawę, jak pokaźne grono stanowicie.

Niektórych z Was znamy. Rodzina, przyjaciele, znajomi. Dzwoniliście dopytać o dane, jakie trzeba wskazać, by deklarowane kwoty trafiły pod właściwy adresWasze niematerialne wsparcie czujemy codziennie, nie tylko w okresie rozliczeniowym, za co jesteśmy ogromnie wdzięczni.

Części nigdy nie poznaliśmy. To anonimowi ofiarodawcy. Darczyńcy, do których trafiliśmy przez szczęśliwy zbieg okoliczności lub z polecenia. Może zadziałał głuchy telefon i ktoś szepnął: "Hej, wiesz jest taka jedna dziewczynka, na którą warto postawić. Jakbyś nie miała/ nie miał pomysłu, co zrobić ze swoim podatkiem, to pomyśl o Niej". Może ktoś przypadkiem wziął do ręki ulotkę albo sygnowany adresem bloga drobiazg i został z nami na dłużej. Jakby nie było - cieszymy się z Waszej obecności i witamy w naszych szeregach ;-)

Osobny krąg (niejednokrotnie będący iloczynem zbiorów wyżej wymienionych grup mecenasów Julcinej sprawy) to Ci wszyscy, dzięki którym informacje o Julce rozchodzą się niczym - nomen omen - kręgi na wodzie. Zaprzyjaźnieni księgowi, bezinteresowni kolporterzy naszych wyjątkowych kalendarzyków, projektanci i współtwórcy wszelkich inicjatyw zarówno materialnych, jak i takich, których ulotność trudno ubrać w ramy. Pojawiamy się czasem z zalążkiem konceptu, z subtelnym strzępem czegoś, co za chwilę stanie się konkretem, a Wy wchodzicie w to, jak w dym. Dziękujemy Wam za tę gotowość i za wiarę w najbardziej szalone pomysły ;-) 

Za każdym sukcesem Julki stoicie Wy: Wasze zainteresowanie, Wasze uśmiechy, Wasz poświęcony czas na chwilę rozmowy o wyzwaniach dnia codziennego. Wszystkie te elementy składają się na sprawnie naoliwiony mechanizm, dzięki któremu rok za rokiem, krok za krokiem Julka sunie do przodu. A czasem nawet wzbija się w niebo. Jej lot to Wasza zasługa. Dziękujemy ❤️ 



PS Specjalne podziękowania dla Pana Bartosza z Animacje na Ścianie za zielone światło na sesję zdjęciową i ingerencję w pierwotny zamysł artystyczny. Zajrzyjcie na ich stronę, bo robią prawdziwe cuda.

PPS W genezę powyższego zdjęcia wpisuje się kilka pomniejszych historii, których jesteście bohaterami. Bez Waszego udziału pozostało by w sferze niezrealizowanych planów. Szczególne wyrazy wdzięczności kierujemy do Jacka z Julką za profesjonalną opiekę fotograficzną oraz do Lusi za przygotowanie kostiumów dla modelki ;-)

(Oryginalny napis na muralu wita przyjeżdzających. Po komputerowym retuszu nabiera bardziej osobistego charakteru)

(Przecież się uśmiecham)

(Fuksja czy róż? Na pewno nie namorzynowa ziel)


;-)

wtorek, 10 października 2023

Sześć groszy i pięć łat

Gdy już apteki przenika październik
I nie ma leków na smutek i katar
Jedyny Stwórca dał nam medykament
To w szklance mocna gorąca herbata

Dostaliśmy od przyjaciół pudełko czarnej herbaty przywiezione z zamorskich wojaży. Lubię patrzeć jak zaparza się w imbryku, jak woda powoli zabarwia się na bursztynowy kolor, by po chwili nabrać miodowej głębi. Czas wtedy zwalnia i przez ten ułamek wieczności pozwalam myślom na błądzenie w przypadkowych kierunkach. Rozbiegują się wtedy - niczym kule bilardowe po suknie - chaotycznie i radośnie, by wkrótce zameldować się w zdyscyplinowanych szeregach, gotowe do zdobywania świata. Czasem wracają z tych wycieczek zdezorientowane, zagubione i niepewne, jakby odwiedziły rejony, w które nie powinny się zapuszczać. Na szczęście herbata czarna myśli rozjaśnia i po chwili wszystko wraca do normy. To spore pudełko. Powinno wystarczyć na całą jesień. A przynajmniej na tę jej bardziej mżystą chandryczną  odsłonę ;-)
(Oj Tato, Tato... Ty znowu uderzasz w ten sam, melancholijny ton.  Ja tam lubię deszcz. Mam stary zaczarowany parasol i nowe równie magiczne kamasze, które zaprowadzą mnie dalej, niż siedmiomilowe buty. A w kieszeni ściskam kasztana, którego dostałam od Ciebie. Jesień jest spoko!)

Julka oczywiście znowu ma rację. Codziennie uczę się od Niej radości życia. Od wczoraj walczymy z przeziębieniem, ale też nie narzeka. Można rzec, że w nosie ma katar  ;-)
Kamasze faktycznie ma nowe. Z końcem sierpnia odwiedziliśmy stołecznego Achillesa, by pod czujnym okiem Pana Kuby dobrać odpowiednie wkładki i obuć Julcine stopy w spersonalizowane zaopatrzenie ortopedyczne. Tydzień temu kurier zastukał do drzwi i przyniósł kilka pudełek pachnących nowością i obietnicą nowych przygód. Bo takie buty to coś więcej niż konglomerat skórzanej cholewki i podeszwy z tworzywa sztucznego. To nadzieja na lepsze jutro. To gwarancja stabilności na wyboistej drodze życia. To także równowaga fizyczna i emocjonalna, bo gdy ma się naprawdę wygodne buty i nic nie odwraca uwagi od celu, to można zajść bardzo daleko. A nawet dalej.
...

PS W drodze powrotnej z rozpalonej sierpniowym słońcem stolicy zatrzymaliśmy się na krótki intelektualny popas w jednej z sieciowych księgarni. Traf chciał, że akurat w tym dniu obchodziliśmy rocznicę ślubu, a poniższe zdjęcie jest jedyne, jakie z niej mamy. Nad wszystko uśmiech Twój ;-) 
(fot. Zosia)




Inspiracje: Zbigniew Książek, Zespól Adwokacki Dyskrecja, SDM. 


środa, 13 września 2023

Babie lato

Mimozami jesień się zaczyna i żółcią podpala ogrodyPrzez szeroko zamknięte drzwi leniwie sączy się dzieńW sieni unosi się zapach pustych kopert i otulony szalem wiatru zagubiony liść. Podnoszę go spod nóg i patrzę przez wyzutą z chlorofilu pajęczynę nerwów prosto w słońce. Cieszę oczy refleksami tańczącymi w półmroku oraz ciepłem rozlewającym się na twarzy. Gdzieś niedaleko przetacza się burza w szklance wody. Jej echo odbija się czkawką i od ścianKtoś ewidentnie siał wiatr i teraz zbiera plony. Jeszcze chwila i po żniwachPora na dożynki.

Są w życiu takie momenty, gdy uczestniczysz w czymś ważnym, zdajesz sobie sprawę z wyjątkowości chwili i rangi wydarzenia, ale do końca nie rozumiesz na co patrzysz, bo nie mieści się to w ramach w jakich zwykle się poruszaszObjawienie spływa powoli. Sączy się do umysłu dawkując prawdę, że do patrzenia używasz złego organu. Tu szkiełko i oko na nic się nie przyda. Klucz do zrozumienia leży w innym miejscu.

W ubiegłą sobotę mieliśmy okazję zmierzyć się z tym doświadczeniem podczas premiery spektaklu "Freak Show" wystawianego na deskach Teatru Miejskiego w GliwicachNie od razu pojęliśmy, że pod maską koronkowo przygotowanego przedstawienia kryje się lustro, w którym nie zawsze mamy ochotę się przeglądać. To tak, jakby oglądać film, który już się kiedyś widziało. Niby fabuła jest znana, ale nie wszystko pamiętasz. Po chwili się orientujesz, że to kadry z Twojego życia. Katharsis. Unikalne wrażenie. Warte, by poczuć je na własnej skórze. Nawet jeśli momentami po plecach przebiega dreszcz. Znów teatr uczy nas żyć. Pewnie dlatego, że życie nas uczy udawać.

(fot. Jadwiga Janowska)

A może to wszystko pozory? Może - za narratorem spektaklu - daliście się Państwnabrać ? Nie ma jednoznacznej odpowiedziTo, w którym momencie kurtyna opada, definiuje, czy mamy do czynienia z farsą, czy z dramatem. Każdy widzi co innego. Zamknij oczy i spójrz jeszcze raz.

Mimozami jesień się zaczyna. Nawet jeśli to tylko nawłoć ;-) 

niedziela, 20 sierpnia 2023

Obiektywizm obiektywu

Wakacje zmierzają powoli ku mecie. Do końca kalendarzowego lata został co prawda jeszcze miesiąc, ale dziś rano widziałem pierwszą zalegającą leniwie w parowach mgłę, a taki widok, to już jaskółka jesieni. Pora wziąć się za porządki. Także i w tym miejscu.

Ostatnie dwa tygodnie Julka ciężko pracowała. Nie była to sezonowa praca, jaką zwykle młodzież w Jej wieku podejmuje, by nabyć umiejętność nawigowania meandrami ekonomii. To coś więcej. Tu poświęcony czas i włożony w rozwój trud pozwoli Jej nie zgubić się na zawiłych ścieżkach życia. Turnus rehabilitacyjny. Harówka, chociaż na zdjęciach tego nie widać. Julka na każdym się uśmiecha i nie jest to wymuszony grymas skierowany do schowanego za obiektywem fotografa. To prawdziwe emocje. Niebagatelna w tym zasługa terapeutów, pod których skrzydłami trenowała ciało i umysł. Najlepsza kadra w kraju. Bo tylko na taką zasługuje.

Ktwie, ten wie ;-)

Dziękujemy obsadzie Ośrodka Rehabilitacji i Hipoterapii Neuron w Małym Gacnie, w którego gościnnych progach od dekady z okładem Julka pracuje nad lepszym jutrem. Do zobaczenia zimą.

Ostatni dwutygodniowy pobyt na turnusie rehabilitacyjnym w całości został sfinansowany z zasobów zgromadzonych na dedykowanym Julce subkoncie w Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”. Wpływają na niego środki przekazywane przez Was, z których to - po udokumentowaniu zasadności ekspensu – Julka korzysta. Głęboko wierzę i zawsze powtarzam, że to jest bardzo dobrze ulokowana inwestycja.

Z całego serca dziękujemy i nadal polecamy się Waszej pamięci 💙

Niebawem zabrzmi pierwszy szkolny dzwonek, a wraz z nim powróci kołowrotek codzienności i znów trzeba będzie wskoczyć w jego tryby. Tymczasem cieszymy się jeszcze spokojem, słońcem i so. Przy regularnej partyjce kanasty ;-)


piątek, 16 czerwca 2023

Homo homini

Wiecie, co jest najlepsze w pomaganiu? Fakt, że robisz to, bo chcesz. Nikt Cię nie zmusza. Nikt nie każe. I nikt nie karze, gdy pomagać nie chcesz, lub nie możesz. Własny, nieprzymuszony wybór. Wolna wola.

Jasna strona pomagania? Całe mnóstwo. Uśmiechy na twarzach beneficjentów dobra. Świadomość postawienia świata na właściwych torach i pchnięcia chociaż na chwilę w dobrym kierunku. Anonimowość. Emocje.

Ciemna strona? A jakże. Jest i taka. Czas, którego nie da się rozciągnąć i zawsze coś jest kosztem czegoś, lub kogoś. Najczęściej bliskich, którzy i tak nic Ci nie powiedzą, bo wiedzą, że nawet jeśli ich okradasz z siebie, to znajdą Twoje odbicie w projekcie, nad jakim aktualnie pracujesz. Przy okazji siebie ograbiasz z nich i tego duchem Sherwood już nie wytłumaczysz.

Dla Ciebie mój szept
Gdy budzi się dzień
Dla Ciebie mój smutek
Zatrzymaj się więc
Przez moment chcę mieć
Cię tylko dla siebie
I tak zaraz świat
Zapyta o Ciebie

Jest jeszcze odpowiedzialność. Za radość i za łzy wzruszenia. I za oswojenie. Lis się nie mylił.

Czytałem ostatnio o małej kawiarni w Tokio, która pod pewnymi warunkami pozwala swoim gościom na podróż w czasie. Nieczęsto sięgam po beletrystykę, ale skusiło mnie orientalne pióro autora i nieszablonowa fabuła. Wyobraźcie sobie, że możecie wrócić do przeszłości i spotkać kogoś, kogo już nie ma. Naprawić błędy. Wyjaśnić sporne sprawy. Spojrzeć w oczy temu, z kim wcześniej nie było Wam z różnych względów po drodze. Brzmi kusząco, nieprawdaż? Też prawie dałem się nabrać. Przeszłości nie zmienisz. Przyszłość czeka, by ją zapisać.

Zwłaszcza, że musisz wrócić, zanim wystygnie kawa.

niedziela, 14 maja 2023

Temat na poemat

I

Od ostatniej wędrówki świętokrzyskim traktem/

Z nostalgią ku górom podążałem wzrokiem/

Kolejna wyprawa dziś staje się faktem/

Ubywa kilometrów z każdym nowym krokiem/


Na szczyt wchodzimy z ziewającym słońcem/

Nieśmiało rozświetla zmarszczone kałuże/

Co jest początkiem, wnet stanie się końcem/

Za cztery dni. Nie dłużej/


Na termometrze zaledwie dwa stopnie/

Na zejściu błota arsenał nowy/

Nagle krok stawiam nieroztropnie/

Łamiąc pod sobą kij trekkingowy/


Wstaję z obitą dumą i ciałem/

Innych widocznych obrażeń brak/

Szybko lekcję pokory dostałem/

Z obłoków na ziemię ściągnął mnie szlak/


Do miasta schodzimy srebrną wstęgą szosy/

Na łąkach kaczeńce, po wsiach pełno bzu/

Z pobliskiej galerii dobiegają głosy/

Siadamy na schodach, by zaczerpnąć tchu/


Po krótkim toaście wracamy na mżawkę/

Za chwilę na niebie słońce zagości/

Na szczycie pod krzyżem widzimy ławkę/

Kwadrans korzystamy z jej gościnności/


Mijamy uśpione w słońcu gospodarstwo/

Wiatr ściga po niebie niesforną chmurę/

Sklepów niestety jak na lekarstwo/

Szlak znowu pnie się pod górę/


Ostatni szczyt, ostatnia prosta/

Czuć zapach mety – jest bliska/

Noc dzień ucina jak cięta riposta/

Widzimy już okna schroniska/


II

Dobrze się leży w miękkiej pościeli/

Dżdżu krople w parapet stukają w takt/

Wstajemy karnie niepomni niedzieli/

Bo znowu wzywa nas szlak/


Z wczorajszej trasy dzisiaj trzy czwarte/

Więc nie ma nad czym biadać/

Błoto do butów się lepi uparte/

Na szczęście przestało padać/


Pod stopą asfalt, niechybny to znak/

Że czas zadbać o aprowizację/

Po szybkich zakupach wracamy na szlak/

Bez żalu żegnając cywilizację/


Na horyzoncie rzecz to niesłychana/

Nie sposób pomylić tę śnieżną koronę/

Dumnie króluje góra ukochana/

Spoglądam z miłością w jej stronę/


Przed cichą wioską w wartkiej wodzie/

W potoku zmywamy z nóg błoto/

Nasi gospodarze już są w samochodzie/

Wsiadamy do niego z ochotą/


Wnet nas witają gościnne progi/

W tym klimatycznym miasteczku/

Prysznic usuwa zmęczenie z drogi/

A grill głód w ogródeczku/


Senność przychodzi wraz z chłodem nocy/

Układam kostkę Rubika/

Sięgam do stosu wełnianych kocy/

Znużone powieki zamykam/


III

Świta dopiero i my snu wyznawcy/

Niechętnie wstajemy z pieleszy/

Żegnają nas nasi chlebodawcy/

Dziś również nam się nie śpieszy/


W brzuchach układa się syte śniadanie/

Lecz czas obrać wybrany kierunek/

Z wdzięcznością dziękujemy za nie/

Także za wikt i opierunek/


Znów uśmiech szeroki zdobi me lica/

Bo widok jej nie jest mi karą/

Matka Niepogód i Kapryśnica/

Lub polskie Kilimandżaro/


Do końca dnia królować będzie/

I fascynację w nas wznieci/

Ta wypiętrzona w trzeciorzędzie/

Dumniejsza niż Karol Trzeci/


Po drodze zagajam zielarkę miejscową/

Co mlecz w ogródku z zapałem siecze/

Tłumaczy, że to na sprawę gardłową/

I że to mniszek lekarski, nie mlecze/


Wtem niespodzianka czeka na szlaku/

Nieoceniona w znużeniu/

Wiemy, że ręcznik czeka w plecaku/

Moczymy więc nogi w strumieniu/


Jeszcze kolacja w przydrożnym barze/

Uchwytność celu nas bałamuci/

Dopiero w schronisku się okaże/

Jak z sił jesteśmy wyzuci/


IV

Przed pierwszym kurem witamy dzień/

Za oknem świtu pożoga/

Zbieramy się cicho wychodząc przez sień/

I znowu wzywa nas droga/


Sesja na drzewie, lub z drzewem/

To znowu zdjęcie w kałuży/

Chwalimy łąki umajone śpiewem/

Wędrówka nam się nie dłuży/


Jeżeli wszystko pójdzie jak chcemy/

Choć w głowie się to nie mieści/

To kilometrów klamrą zepniemy/

Nieomalże sto czterdzieści/


Ostatnie podejście strasznie się dłuży/

Mozolnie pod górę, nie widać końca/

Straszą nas bliskie pomruki burzy/

A pod szczytem deszcz, zamiast słońca/


W dół w ścianie wody, która z gór spływa/

W butach nam chlupie i mokro wszędzie/

Nagle piosenka nam z serc wypływa/

I las wypełnia w tym wilgłym obłędzie/


To kres włóczęgi i kropka czerwona/

Tutaj się nasza przygoda kończy/

Skronie nam zdobi słona korona/

I ból, co zamiast dzielić łączy/


Wybaczcie mi proszę zabawę słowem/

W zamyśle w tym być miał pierwiastek boski/

Jak to się stało zachodzę w głowę/

Że rym tylko /lub aż/ częstochowski/

______________________________


Szalony pomysł, by wrażenia z ostatniej wędrówki Małym Szlakiem Beskidzkim spróbować ująć w rymy pojawił się przed startem. Powodów było kilka. Po pierwsze: dlaczego nie? Może to jest właśnie ten moment, by wyjrzeć z dna szuflady? Nie, to nie ten moment i nie ta szuflada ;-) Po drugie: nikt się takiej formy relacji nie spodziewa. Dotąd wszystkie przejścia, którymi zdecydowałem się z Wami podzielić ubrane były w prozę. Czasem czytelnika trzeba zaskoczyć asem z rękawa. Po trzecie: to świetna okazja dla gimnastyki umysłu. Mój swoje lata już ma, więc każda forma treningu jest dla niego nieoceniona ;-)

Trzy lata temu samotnie robiłem tę trasę w sierpniu. We dwoje, w innym kierunku, na progu budzącej się wiosny, to jest zupełnie inny szlak, chociaż przecież ten sam. Mam na nim kilka ulubionych miejsc. Jednym z nich jest widok na Królową Beskidów, której poświęciłem aż trzy zwrotki, ale oczywiście zasługuje na więcej ;-)


W liczbach wygląda to następująco:

Rabka Zdrój Zaryte - Schronisko na Kudłaczach ok. 39 km

Schronisko na Kudłaczach - Palcza ok. 31 km

Palcza – Schronisko Leskowiec ok. 31 km

Schronisko Leskowiec – Bielsko Biała Straconka ok. 38 km

Waga plecaka 6,70 kg. Dużo za dużo.


W tym roku, to ostatnia taka wyjazdowa włóczęga. Każda kolejna będzie wokół komina. Obiecałem to sobie i dzieciom. Tym bardziej dziękuję Kasi za zielone światło na tę majówkową. Bardzo przyjemny prezent urodzinowy.

Oktawia. To nasz drugi „duży” szlak razem. Są dłuższe, wyższe, bardziej zasługujące na miano wyprawy. Wiem, że jesteś na nie gotowa. W pojedynkę. Samotny marsz smakuje inaczej. Warto zakosztować tych smaków. Dziękuje Ci za każdy kilometr i wspólny czas na szlaku. I za Marcina, bez którego wsparcia nasza przygoda wyglądała by zupełnie inaczej.

Gosia z Jankiem. Bez Was też byłoby trudniej. Dziękuję za elastyczność w gospodarowaniu czasem wolnym i przygarnięcie pod dach na bardzo ważnym etapie. Cieszę się, że zdecydowaliście się wpisać w historię naszej wyprawy.

PS Nie ma tu wersów, które byłyby owocem wyobraźni. Wszystko, co jest w nich zawarte wydarzyło się podczas tych czterech dni marszu i każda strofa, to wspomnienie z wędrówki. Nie bez znaczenia jest fakt, iż miałem niesamowitą frajdę w budowaniu tych zdań, w szukaniu rymów, chwytaniu wszystkich sznurków, by niczego istotnego, co złożyło się na tę przygodę nie pominąć. Brak nazw własnych jest celowy i zamierzony ;-)

Chętnie wrócę za kilka lat do tego wpisu i wiem, że lektura kolejnych zwrotek sprawi, że z mej pomarszczonej twarzy nie będzie schodził uśmiech :-)