wtorek, 31 maja 2022

Backstage

Najciekawsze zawsze dzieje się za kulisami :-)

Za nami piąta odsłona Biegu Charytatywnego św. Goara, nietuzinkowej imprezy sportowej, która z roku na rok przyciąga coraz większe grono wielbicieli aktywności na świeżym powietrzu. Debiut w 2016 roku okazał się sukcesem i przez cztery kolejne edycje zdobywaliśmy doświadczenie podnosząc poprzeczkę zarówno sobie, jak i zawodnikom. Dwa lata temu pandemia zatrzymała ze zgrzytem rozpędzone tryby przygotowawcze zostawiając nas w zawieszeniu i niepewności. Na jesieni ubiegłego roku zamieszanie okołokoronawirusowe nieco przygasło i mogliśmy zacząć przygotowania do majowego festynu rodzinnego i kolejnych zawodów. Te - co tu dużo mówić  - znów okazały się strzałem w dziesiątkę i idealnym pomysłem na spędzenie w fantastycznej atmosferze sobotniego przedpołudnia. 

Każdego roku - po biegu - szerokim strumieniem płyną podziękowania dla osób, bez których impreza po prostu by się nie udała. Te oficjalne popłynęły konwencjonalnymi kanałami, ale każde z nas ma swoją grupę osób, z którą mu po drodze i bez której wsparcia byłoby na pewno trudniej nie tylko przy organizacji biegu, ale i w ogóle. To oni stoją z tyłu sceny, poza światłami reflektorów. Niewidoczni, ale niezbędni. Nie pytają czy pomóc, tylko przychodzą i pomagają. Nie potrzebują zaproszenia, bo wiedzą, że dla nich drzwi zawsze są otwarte. Świetnie oddaje to tekst pewnej piosenki, który umieściłem na trasie;-)

Subiektywnie zatem i zupełnie w przypadkowej kolejności ;-)

Madzi i Jasiowi za zapewnienie kulinarnych rozkoszy dla zawodników, obecność w życiu i kibicowanie przy wszystkich najbardziej szalonych projektach.

Marysi, Izie, Mieciowi i Tomkowi za wielokrotne przemierzenie parkowych ścieżek w poszukiwaniu optymalnej trasy i znakowanie powyższej. Te "górskie" doznania to także Wasza wina i zasługa ;-) Motywujecie, by wychodzić ze swojej strefy komfortu. Fizycznej i przede wszystkim psychicznej. Cenię to sobie bardzo.

Wojtkowi za tyczki, charyzmę i za poczucie, że czas zatrzymał się w miejscu i mimo upływającej wody da się wejść po raz kolejny do tej samej rzeki.

Andrzejowi za namioty i lekcję lokalnej historii, oraz za odkrycie niewiarygodnej zbieżności planów w coraz wyraźniej formującej się przyszłości przy ich oddawaniu ;-) Czasem wystarczy porozmawiać z właściwą osobą.

Darkowi za podium, vouchery, promocję i obecność w projekcie od pierwszej edycji. Dobrze Cię mieć przy sobie nie tylko przy okazji tego projektu.

Violi za bezinteresowne koleżeństwo, szczerość i taśmy, oraz Mirkowi za błyskawiczną aprobatę ich wykorzystania.

Jackowi za stoicki spokój, który zawsze chętnie chłonę i za równowagę w jakiej każdorazowo mnie zostawia.

Ekipie organizacyjnej, a w szczególności Moni, Natalii, Marzenie oraz Kasi z Bartkiem i Zosi - w takim teamie można... wszystko. Dobrze jest być jego częścią.

Kasi, Julce i Zosi -  za cierpliwość, bezwarunkową miłość i carte blanche w każdym pomyśle, w który się angażuję.

Chłopakom ze schroniska Chatka Skalanka i młodzieży ze szkół mundurowych - dobra robota na trasie. Wszystkim, którzy pojawili się tego dnia na polanie, czy to w roli współorganizatorów, czy uczestników zawodów i festynu, oraz tym, którzy z różnych względów pojawić się nie mogli, a byli obecni duchem - dziękuję.

 

 

Tegoroczną odsłonę biegu dedykuję pamięci Taty (*)

piątek, 6 maja 2022

Kultura nie tylko fizyczna

Serdeczne podziękowania dla Moniki i Basi za darowizny przekazane na Julcine subkonto w Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" ❤️

Do stóp się ścielimy także każdemu, kto w tym roku zdecydował się wesprzeć Julkę 1% swojego podatku. Wachlarz Waszej hojności poznamy dopiero na jesieni, ale już dziś płyną do nas sygnały o wypełnionych deklaracjach. Stałym darczyńcom dziękujemy za pamięć i lojalność, a nowych witamy w naszych szeregach i również składamy wyrazy wdzięczności. Osobne podziękowania za kolportaż Julcinych ulotek, czy to w formie analogowej, czy cyfrowej i za wyłączność, jaką przyznały Julce zaprzyjaźnione biura rachunkowe. Dziękujemy za zaufanie jakim nas obdarzyliście ❤️

 

Nie jest tajemnicą, że kocham śpiewać. To, czy powinienem, to już inna sprawa ;-)  Mama od zawsze upiera się, że świat nie jest gotowy na mój wokal, ale Dziewczynki dzielnie go znoszą i z roku na rok coraz częściej przyłączają się do spontanicznych improwizowanych występów, ku zgrozie wysublimowanej audiofilsko rodzicielki ;-) Zosia śpiewa wszystko, co Jej się podoba, co podsunie Tata i co zrównoważy rockowym pazurem Mama ;-) Julka także wpisuje się w ten schemat, jednocześnie w tylko sobie znany sposób potrafiąc zmienić rytm, melodię, a czasem i słowa wykonywanych utworów. (Na jednym wydechu umie zaintonować "chodź pomaluj mój świat na żółto i na niebiesko jadę jadę w świat sankami media expert to you"). Jakim kieruje się kluczem? Jedna św. Cecylia tylko wie ;-) Ważne, że jest szczęśliwa w tym co robi.

W tę miłość wpisuje się fascynacja musicalami, którą od lat zaszczepiam latoroślom, oraz każdemu, kto chce słuchać ;-) Kiedyś - pewnie w szczycie któregoś sezonu ogórkowego - zrobię Wam szerszy wpis o tym moim niemodnym w dzisiejszych czasach afekcie. Dziś o jednym z nich. Absolutna klasyka. Światowy top. "Koty" Andrew Lloyda Webbera.

Gdy tylko Teatr Rozrywki w Chorzowie uzyskał licencję na ich wystawienie wypatrywałem przedsprzedaży. Na początku marca udało się upolować komplet biletów (dla dzieci w bardzo korzystnej cenie) i tak końcem kwietnia zameldowaliśmy się tuż po premierze, na drugim z kolei wystawianym spektaklu. Zgasły światła, kurtyna opadła (tak, to nie metafora) i zaczęły się czary.

Magia pierwszego rzędu pozwoliła docenić koronkową pracę charakteryzatorów i wyłowić szczegóły obłędnych kostiumów, w jakich występowali aktorzy, tancerze i akrobaci. Sceną zawładnęło ponad trzydzieścioro artystów i każdy był niepowtarzalny, z sobie tylko przypisaną kocią osobowością. Ich gra aktorska, mimika, a przede wszystkim choreografia stała na najwyższym światowym poziomie. Patrzyliśmy jak urzeczeni na popisy taneczne i daliśmy się zaczarować piosenkom, które znaliśmy już z wystawionego osiemnaście lat wcześniej tego samego musicalu w stołecznej "Romie". Scenografia - dopracowana w najmniejszych szczegółach - umożliwiała aktorom na interakcję z widzami, co budziło zachwyt w oczach Dziewczynek (a i Mama dała się ponieść ;-)). Wszystko to okraszone muzyką na żywo pod batutą Michała Jańczyka. Niesamowite przeżycie i fantastyczna muzyczna przygoda. To tak, jakby na dwie godziny dać się porwać do alternatywnej rzeczywistości, gdzie w kocich oczach odbijają się historie ludzi. Polecamy każdemu, nie tylko miłośnikom takiej formy teatralnej ;-) Wróciliśmy oczarowani!

W domu czekał ten, który zna sens słowa "miau"  i potrafi mruczeć w każdym z języków, na które "Koty" zostały przetłumaczone.

Śpi też szesnaście godzin na dobę, ale to już inna para kaloszy ;-)

 

PS  West End: 11 maja 1981, Broadway: 7 października 1982, Teatr Muzyczny "Roma": 10 stycznia 2004, Teatr Rozrywki: 27 kwietnia 2022.

 

EDIT:

Podczas premierowych spektakli można było wesprzeć datkiem do puszki podopiecznych chorzowskiego schroniska dla zwierząt. Nie omieszkaliśmy dorzucić także swoich "trzech groszy". Ufam, że trafiły w dobre łapy ;-)



znasz sens słowa "miau"

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,koty,dachowy_song.html

sens słowa "miau"

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,koty,dachowy_song.ht