środa, 23 września 2020

Przepraszamy za usterki

Niektórzy to mają szczęście. Budzą się rano nieświadomi własnych ograniczeń jakie zafundowało im życie. Nie wiedzą, że czegoś nie mogą, że nie potrafią. Nikt im nie powiedział, że niosą w sobie nadprogramowy bagaż, który całe życie będzie trzymał ich za nogi i nie pozwoli sięgnąć gwiazd. Nikt ich nie poinformował o tej niemożności, dlatego... po nie sięgają.  Brak przekonania, że czegoś nie da się zrobić czyni to możliwym do zrealizowania. Nie kalkulują czy coś im się opłaca, czy coś ugrają zachowując się tak, czy inaczej. Po prostu są sobą. Naszym zadaniem jest ich nie uświadamiać. Pomagać - owszem, ale nie wyręczać. Dawać raczej wędkę, nie rybę.
(Nawet jeśli sami tego nie widzą w tak szerokiej perspektywie i teraz dąsają się, że wędka nie jest w ich ulubionym kolorze...)

Taką szczególną wędką dla Julki, długofalowym projektem o spowolnionym uwalnianiu wartości dodanych są... turnusy rehabilitacyjne. Na pierwszy pojechała mając zaledwie półtora roku. Gdy przypomnę sobie swoje ówczesne oczekiwania wobec tak skompresowanej formy rehabilitacji, uśmiecham się pod nosem nad własną prostodusznością. Wydawało mi się wtedy, że Julka wróci z pierwszego turnusu cudownie odmieniona, z gotowym wachlarzem recept na przypadłości okołozespołowe, by nie powiedzieć na sam zespół Downa ;-) Wróciła... zmęczona. Zmordowana dwoma tygodniami ciężkiej pracy. Wieczorem zasnęła zostawiając nas w rozterce nad słusznością wydawania tak kolosalnych kwot (wtedy to był wydatek rzędu trzech tysięcy złotych) na coś, co może nie do końca się sprawdza, a po czym dziecko jest, jak z krzyża zdjęte.  Kolejne dni otworzyły nam oczy. Nagle okazało się, że Julka w przedszkolu lepiej pracuje, więcej rozumie, sprawniej ćwiczy i w ogóle jest jakaś taka "bardziej".  Naturalnie po pewnym czasie taki zapas energii się wyczerpał, ale wizja możliwości i same efekty zmotywowały nas na tyle, by zacząć odkładać pieniądze na kolejny turnus w następnym roku kalendarzowym.
  
(Jeden z pierwszych turnusów w Jadownikach Mokrych.
fot. Alicja)
Dziś Julka znajduje się w tak fortunnym położeniu, że może ładować baterie dwa razy w roku. Turnusy rehabilitacyjne na stałe wpisane są w nasz zimowy i wakacyjny wypoczynek. Oczywiście od Julcinego debiutu koszta wzrosły kilkukrotnie, ale każdy turnus jest inwestycją w Jej przyszłość i nikt tutaj nawet nie liczy stopy zwrotu. Wiemy natomiast z całą pewnością, że jest dodatnia ;-)
 
Poniżej kilka zdjęć z ostatniego, sierpniowego turnusu w Ośrodku Rehabilitacji i Hipoterapii Neuron w Małym Gacnie. Turnusy tu nie są tanie, ale warte swojej ceny, a nas przecież nie stać na to, by oszczędzać na zdrowiu naszego dziecka. No i lubimy tutejszy sielankowy klimat i szalenie pozytywnych ludzi. W przyszłym roku też będziemy!






 
Fajnie jest być niektórymi ;-)