niedziela, 26 lutego 2023

Terra Juliana

Wada wrodzona. Brak rokowań na wyzdrowienie. Kilka słów, które potrafią rzucić o ziemię. Nie pamiętamy o tym na co dzień. Nie budzimy się z myślą, że Julka nigdy nie będzie zdrowa. Nauczyliśmy się, by zespół Downa nie przysłaniał nam Julki w Julce. Owszem, wiemy, że na swój sposób Ją definiuje i ogranicza praktycznie we wszystkich aspektach życia, ale... często zapominamy, że te ograniczenia w Niej istnieją. Nie wypieramy z głowy tej wiedzy. Po prostu jest ona drugorzędna. 

Naturalnie mamy świadomość, że nigdy nie będzie tak sprawna - fizycznie i umysłowo - jak Jej zdrowi rówieśnicy. Tym bardziej poprzeczkę ma podniesioną wyżej, niż oni. Możemy oczyścić Jej rozbieg, ale drogę do miejsca, z którego się odbije musi pokonać już sama. Wierzymy, że drzemie w Niej nieodkryty jeszcze przed światem talent, godny Artura Partyki lub Jacka Wszoły :-)

Wierzą też inni. Krystyna i Basia. Teresa, Ewa, Beata, Kamila, Wiktoria, Aleksandra, Alicja, Magdalena, Joanna, Barbara, Izabela, Paweł, Michał, Robert, Krzysztof i Tomasz. Wszyscy wymienieni zdecydowali się wesprzeć Julkę darowizną na pomoc i ochronę zdrowia. Niemała w tym zasługa Andrzeja i jego ekipy z Gliwickiej Parkowej Prowokacji Biegowej, którzy wzorem lat ubiegłych, w tym roku także umożliwili zawodnikom wybór numeru startowego w zamian za wspomniane subsydium na Julcine subkonto. Dziękujemy wszystkim razem i każdemu z osobna ❤️Pieniądze zebrane dzięki takim darowiznom, czy też przekazywane przez Was za pomocą corocznych rozliczeń pozwalają na dofinansowanie turnusów rehabilitacyjnych, niezbędnych dla prawidłowego rozwoju psychofizycznego Julki. Koszt dwutygodniowej terapii to wydatek rzędu dziewięciu, dziesięciu tysięcy złotych. Kwota niebagatelna do udźwignięcia, ale każdy dzień spędzony na takim turnusie jest nie do przecenienia. 

Ulotka jest narzędziem, które pozwala nam do Was trafić. Co roku staramy się ją trochę odświeżyć, by się Wam nie znudziła ;-) W tym, na jej froncie znalazło się zdjęcie autorstwa Ewy. Chwytając Julkę w kadr, sama dała się złapać za serce, stając się częścią Jej opowieści. Za kompozycją i wizualną oprawą od kilku już lat stoi Pani Kinga. Tutaj także składamy podziękowania za poświęcony czas, bezinteresowność i cierpliwość do uwag niżej podpisanego ;-) Nad całością projektu czuwa niezastąpiona ciocia Gosia, a druk na wysokiej jakości papierze zawdzięczamy Marcinowi. Jak widzicie, sztab ludzi odpowiada za to, by w Wasze ręce trafił owoc najwyższego sortu. Jeśli znacie jakieś dłonie, które chętnie przygarną Julciny kalendarzyk, to dajcie znać, bo trochę jeszcze nam ich zostało ;-)

Przed Julką okresowa wizyta w Miejskim Zespole do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności i z tytułu tychże odwiedzin, ostatni miesiąc upłynął nam na kompletowaniu dokumentów potrzebnych do ustalenia terminu spotkania. W jednym z nich znalazły się słowa otwierające dzisiejszy wpis, mimowolnie stając się inspiracją pod dzisiejsze rozważania.

A poprzeczkę nadal będziemy trzymać wysoko. 

niedziela, 5 lutego 2023

Zbieg okoliczności łagodzących

Dwie drogi w żółtym lesie szły w dwie różne strony:
Żałując, że się nie da jechać dwiema naraz
I być jednym podróżnym, stałem, zapatrzony
W głąb pierwszej z dróg, aż po jej zakręt oddalony,
Gdzie widok niknął w gęstych krzakach i konarach;

Potem ruszyłem drugą z nich, nie mniej ciekawą,
Może wartą wyboru z tej jednej przyczyny,
Że, rzadziej używana, zarastała trawą;
A jednak mogłem skręcić tak w lewo, jak w prawo:
Tu i tam takie same były koleiny,

Pełne liści, na których w tej porannej porze
Nie znaczyły się jeszcze śladów czarne smugi.
Och, wiedziałem: choć pierwszą na później odłożę,
Drogi nas w inne drogi prowadzą - i może
Nie zjawię się w tym samym miejscu po raz drugi.

Po wielu latach, z twarzą przez zmarszczki zoraną,
Opowiem to, z westchnieniem i mglistym morałem:
Zdarzyło mi się niegdyś  ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi; pojechałem tą mniej uczęszczaną -
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem.*

Z poezją tak już jest, że pozostawia pole do interpretacji. Każdy tekst literacki niesie w sobie takie ryzyko i nieraz to, co rozumie czytający rozmija się z intencją autora. Niejednokrotnie czytany po raz wtóry, jawi się nam w zupełnie nowym świetle. Nieuniknionym jest, że przepuszczamy go przez pryzmat własnych doświadczeń, bez znajomości kontekstu w jakim powstawał, bez punktu odniesienia w czasie i w przestrzeni. I bardzo dobrze. Dzięki temu słowa skreślone kiedyś, żyją dzisiaj. W nas.
O czym jest ten wpis?


* "Droga nie wybrana" Robert Frost (1915), przekład Stanisław Barańczak (1994). O tym ostatnim  - jeśli się wszystko dobrze poukłada - przeczytacie w tym miejscu za rok. Przy okazji innego projektu ;-)