Dwie drogi w żółtym lesie szły w dwie różne strony:
Żałując, że się nie da jechać dwiema naraz
I być jednym podróżnym, stałem, zapatrzony
W głąb pierwszej z dróg, aż po jej zakręt oddalony,
Gdzie widok niknął w gęstych krzakach i konarach;
Potem ruszyłem drugą z nich, nie mniej ciekawą,
Może wartą wyboru z tej jednej przyczyny,
Że, rzadziej używana, zarastała trawą;
A jednak mogłem skręcić tak w lewo, jak w prawo:
Tu i tam takie same były koleiny,
Pełne liści, na których w tej porannej porze
Nie znaczyły się jeszcze śladów czarne smugi.
Och, wiedziałem: choć pierwszą na później odłożę,
Drogi nas w inne drogi prowadzą - i może
Nie zjawię się w tym samym miejscu po raz drugi.
Po wielu latach, z twarzą przez zmarszczki zoraną,
Opowiem to, z westchnieniem i mglistym morałem:
Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi; pojechałem tą mniej uczęszczaną -
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem.*
Z poezją tak już jest, że pozostawia pole do interpretacji. Każdy tekst literacki niesie w sobie takie ryzyko i nieraz to, co rozumie czytający rozmija się z intencją autora. Niejednokrotnie czytany po raz wtóry, jawi się nam w zupełnie nowym świetle. Nieuniknionym jest, że przepuszczamy go przez pryzmat własnych doświadczeń, bez znajomości kontekstu w jakim powstawał, bez punktu odniesienia w czasie i w przestrzeni. I bardzo dobrze. Dzięki temu słowa skreślone kiedyś, żyją dzisiaj. W nas.
(April Soetarman 2019)
O czym jest ten wpis?
* "Droga nie wybrana" Robert Frost (1915), przekład Stanisław Barańczak (1994). O tym ostatnim - jeśli się wszystko dobrze poukłada - przeczytacie w tym miejscu za rok. Przy okazji innego projektu ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz