Pamiętacie Kayleigh Williamson? Pisałem o tej niesamowitej kobiecie kilka lat temu. Znowu jest o Niej głośno, bo znowu to zrobiła. Dogoniła swoje marzenie. W pierwszą niedzielę listopada wraz z pięćdziesięcioma tysiącami innych marzycieli stanęła na starcie nowojorskiego maratonu. Na metę wbiegła z czasem 10 godzin, 9 minut i 11 sekund. Grubo po limicie, ale to jest zupełnie bez znaczenia. Marzenia nie mają limitów.
Julia Adamowska
poniedziałek, 20 listopada 2023
Królowa
niedziela, 29 października 2023
Skrzydła
Wyczytałem, że Wim Wenders powiedział kiedyś, iż aniołami naszych czasów są wszyscy, którzy interesują się innymi, zanim zainteresują się sobą. Znam kilku, może kilkunastu takich uskrzydlonych. Jednego nawet bardzo dobrze, ale aktualnie odsypia trudy ostatniego tygodnia, więc dziś nie będzie stawiany na piedestale. Poza tym nie lubi wysokości i blasku fleszy z nią związanych. Niech śpi, bo do czerwca daleko ;-)
Protagonistą dzisiejszego wpisu będzie bohater zbiorowy. Będziecie Wy. Przyjaciele Julki. Beneficjenci Jej uśmiechów. W naszym osobistym odczuciu właśnie tacy metaforyczni skrzydlaci protektorzy.
Kilka dni temu, gdy Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" zakończyła księgowanie 1,5 % podatku za ubiegły rok, zdaliśmy sobie sprawę, jak pokaźne grono stanowicie.
Niektórych z Was znamy. Rodzina, przyjaciele, znajomi. Dzwoniliście dopytać o dane, jakie trzeba wskazać, by deklarowane kwoty trafiły pod właściwy adres. Wasze niematerialne wsparcie czujemy codziennie, nie tylko w okresie rozliczeniowym, za co jesteśmy ogromnie wdzięczni.
Części nigdy nie poznaliśmy. To anonimowi ofiarodawcy. Darczyńcy, do których trafiliśmy przez szczęśliwy zbieg okoliczności lub z polecenia. Może zadziałał głuchy telefon i ktoś szepnął: "Hej, wiesz jest taka jedna dziewczynka, na którą warto postawić. Jakbyś nie miała/ nie miał pomysłu, co zrobić ze swoim podatkiem, to pomyśl o Niej". Może ktoś przypadkiem wziął do ręki ulotkę albo sygnowany adresem bloga drobiazg i został z nami na dłużej. Jakby nie było - cieszymy się z Waszej obecności i witamy w naszych szeregach ;-)
Osobny krąg (niejednokrotnie będący iloczynem zbiorów wyżej wymienionych grup mecenasów Julcinej sprawy) to Ci wszyscy, dzięki którym informacje o Julce rozchodzą się niczym - nomen omen - kręgi na wodzie. Zaprzyjaźnieni księgowi, bezinteresowni kolporterzy naszych wyjątkowych kalendarzyków, projektanci i współtwórcy wszelkich inicjatyw zarówno materialnych, jak i takich, których ulotność trudno ubrać w ramy. Pojawiamy się czasem z zalążkiem konceptu, z subtelnym strzępem czegoś, co za chwilę stanie się konkretem, a Wy wchodzicie w to, jak w dym. Dziękujemy Wam za tę gotowość i za wiarę w najbardziej szalone pomysły ;-)
Za każdym sukcesem Julki stoicie Wy: Wasze zainteresowanie, Wasze uśmiechy, Wasz poświęcony czas na chwilę rozmowy o wyzwaniach dnia codziennego. Wszystkie te elementy składają się na sprawnie naoliwiony mechanizm, dzięki któremu rok za rokiem, krok za krokiem Julka sunie do przodu. A czasem nawet wzbija się w niebo. Jej lot to Wasza zasługa. Dziękujemy ❤️
PS Specjalne podziękowania dla Pana Bartosza z Animacje na Ścianie za zielone światło na sesję zdjęciową i ingerencję w pierwotny zamysł artystyczny. Zajrzyjcie na ich stronę, bo robią prawdziwe cuda.
PPS W genezę powyższego zdjęcia wpisuje się kilka pomniejszych historii, których jesteście bohaterami. Bez Waszego udziału pozostało by w sferze niezrealizowanych planów. Szczególne wyrazy wdzięczności kierujemy do Jacka z Julką za profesjonalną opiekę fotograficzną oraz do Lusi za przygotowanie kostiumów dla modelki ;-)
(Przecież się uśmiecham)
(Fuksja czy róż? Na pewno nie namorzynowa zieleń)
;-)
wtorek, 10 października 2023
Sześć groszy i pięć łat
środa, 13 września 2023
Babie lato
Mimozami jesień się zaczyna i żółcią podpala ogrody. Przez szeroko zamknięte drzwi leniwie sączy się dzień. W sieni unosi się zapach pustych kopert i otulony szalem wiatru zagubiony liść. Podnoszę go spod nóg i patrzę przez wyzutą z chlorofilu pajęczynę nerwów prosto w słońce. Cieszę oczy refleksami tańczącymi w półmroku oraz ciepłem rozlewającym się na twarzy. Gdzieś niedaleko przetacza się burza w szklance wody. Jej echo odbija się czkawką i od ścian. Ktoś ewidentnie siał wiatr i teraz zbiera plony. Jeszcze chwila i po żniwach. Pora na dożynki.
Są w życiu takie momenty, gdy uczestniczysz w czymś ważnym, zdajesz sobie sprawę z wyjątkowości chwili i rangi wydarzenia, ale do końca nie rozumiesz na co patrzysz, bo nie mieści się to w ramach w jakich zwykle się poruszasz. Objawienie spływa powoli. Sączy się do umysłu dawkując prawdę, że do patrzenia używasz złego organu. Tu szkiełko i oko na nic się nie przyda. Klucz do zrozumienia leży w innym miejscu.
W ubiegłą sobotę mieliśmy okazję zmierzyć się z tym doświadczeniem podczas premiery spektaklu "Freak Show" wystawianego na deskach Teatru Miejskiego w Gliwicach. Nie od razu pojęliśmy, że pod maską koronkowo przygotowanego przedstawienia kryje się lustro, w którym nie zawsze mamy ochotę się przeglądać. To tak, jakby oglądać film, który już się kiedyś widziało. Niby fabuła jest znana, ale nie wszystko pamiętasz. Po chwili się orientujesz, że to kadry z Twojego życia. Katharsis. Unikalne wrażenie. Warte, by poczuć je na własnej skórze. Nawet jeśli momentami po plecach przebiega dreszcz. Znów teatr uczy nas żyć. Pewnie dlatego, że życie nas uczy udawać.
A może to wszystko pozory? Może - za narratorem spektaklu - daliście się Państwo nabrać ? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. To, w którym momencie kurtyna opada, definiuje, czy mamy do czynienia z farsą, czy z dramatem. Każdy widzi co innego. Zamknij oczy i spójrz jeszcze raz.
Mimozami jesień się zaczyna. Nawet jeśli to tylko nawłoć ;-)
niedziela, 20 sierpnia 2023
Obiektywizm obiektywu
Dziękujemy obsadzie Ośrodka Rehabilitacji i Hipoterapii Neuron w Małym Gacnie, w którego gościnnych progach od dekady z okładem Julka pracuje nad lepszym jutrem. Do zobaczenia zimą.
Ostatni dwutygodniowy pobyt na turnusie rehabilitacyjnym w całości został sfinansowany z zasobów zgromadzonych na dedykowanym Julce subkoncie w Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”. Wpływają na niego środki przekazywane przez Was, z których to - po udokumentowaniu zasadności ekspensu – Julka korzysta. Głęboko wierzę i zawsze powtarzam, że to jest bardzo dobrze ulokowana inwestycja.
Z całego serca dziękujemy i nadal polecamy się Waszej pamięci 💙
Niebawem zabrzmi pierwszy szkolny dzwonek, a wraz z nim powróci kołowrotek codzienności i znów trzeba będzie wskoczyć w jego tryby. Tymczasem cieszymy się jeszcze spokojem, słońcem i sobą. Przy regularnej partyjce kanasty ;-)
piątek, 16 czerwca 2023
Homo homini
Wiecie, co jest najlepsze w pomaganiu? Fakt, że robisz to, bo chcesz. Nikt Cię nie zmusza. Nikt nie każe. I nikt nie karze, gdy pomagać nie chcesz, lub nie możesz. Własny, nieprzymuszony wybór. Wolna wola.
Jasna strona pomagania? Całe mnóstwo. Uśmiechy na twarzach beneficjentów dobra. Świadomość postawienia świata na właściwych torach i pchnięcia chociaż na chwilę w dobrym kierunku. Anonimowość. Emocje.
Ciemna strona? A jakże. Jest i taka. Czas, którego nie da się rozciągnąć i zawsze coś jest kosztem czegoś, lub kogoś. Najczęściej bliskich, którzy i tak nic Ci nie powiedzą, bo wiedzą, że nawet jeśli ich okradasz z siebie, to znajdą Twoje odbicie w projekcie, nad jakim aktualnie pracujesz. Przy okazji siebie ograbiasz z nich i tego duchem Sherwood już nie wytłumaczysz.
Dla Ciebie mój szept
Gdy budzi się dzień
Dla Ciebie mój smutek
Zatrzymaj się więc
Przez moment chcę mieć
Cię tylko dla siebie
I tak zaraz świat
Zapyta o Ciebie
Jest jeszcze odpowiedzialność. Za radość i za łzy wzruszenia. I za oswojenie. Lis się nie mylił.
Czytałem ostatnio o małej kawiarni w Tokio, która pod pewnymi warunkami pozwala swoim gościom na podróż w czasie. Nieczęsto sięgam po beletrystykę, ale skusiło mnie orientalne pióro autora i nieszablonowa fabuła. Wyobraźcie sobie, że możecie wrócić do przeszłości i spotkać kogoś, kogo już nie ma. Naprawić błędy. Wyjaśnić sporne sprawy. Spojrzeć w oczy temu, z kim wcześniej nie było Wam z różnych względów po drodze. Brzmi kusząco, nieprawdaż? Też prawie dałem się nabrać. Przeszłości nie zmienisz. Przyszłość czeka, by ją zapisać.
niedziela, 14 maja 2023
Temat na poemat
I
Od ostatniej wędrówki świętokrzyskim traktem/
Z nostalgią ku górom podążałem wzrokiem/
Kolejna wyprawa dziś staje się faktem/
Ubywa kilometrów z każdym nowym krokiem/
Na szczyt wchodzimy z ziewającym słońcem/
Nieśmiało rozświetla zmarszczone kałuże/
Co jest początkiem, wnet stanie się końcem/
Za cztery dni. Nie dłużej/
Na termometrze zaledwie dwa stopnie/
Na zejściu błota arsenał nowy/
Nagle krok stawiam nieroztropnie/
Łamiąc pod sobą kij trekkingowy/
Wstaję z obitą dumą i ciałem/
Innych widocznych obrażeń brak/
Szybko lekcję pokory dostałem/
Z obłoków na ziemię ściągnął mnie szlak/
Do miasta schodzimy srebrną wstęgą szosy/
Na łąkach kaczeńce, po wsiach pełno bzu/
Z pobliskiej galerii dobiegają głosy/
Siadamy na schodach, by zaczerpnąć tchu/
Po krótkim toaście wracamy na mżawkę/
Za chwilę na niebie słońce zagości/
Na szczycie pod krzyżem widzimy ławkę/
Kwadrans korzystamy z jej gościnności/
Mijamy uśpione w słońcu gospodarstwo/
Wiatr ściga po niebie niesforną chmurę/
Sklepów niestety jak na lekarstwo/
Szlak znowu pnie się pod górę/
Ostatni szczyt, ostatnia prosta/
Czuć zapach mety – jest bliska/
Noc dzień ucina jak cięta riposta/
Widzimy już okna schroniska/
II
Dobrze się leży w miękkiej pościeli/
Dżdżu krople w parapet stukają w takt/
Wstajemy karnie niepomni niedzieli/
Bo znowu wzywa nas szlak/
Z wczorajszej trasy dzisiaj trzy czwarte/
Więc nie ma nad czym biadać/
Błoto do butów się lepi uparte/
Na szczęście przestało padać/
Pod stopą asfalt, niechybny to znak/
Że czas zadbać o aprowizację/
Po szybkich zakupach wracamy na szlak/
Bez żalu żegnając cywilizację/
Na horyzoncie rzecz to niesłychana/
Nie sposób pomylić tę śnieżną koronę/
Dumnie króluje góra ukochana/
Spoglądam z miłością w jej stronę/
Przed cichą wioską w wartkiej wodzie/
W potoku zmywamy z nóg błoto/
Nasi gospodarze już są w samochodzie/
Wsiadamy do niego z ochotą/
Wnet nas witają gościnne progi/
W tym klimatycznym miasteczku/
Prysznic usuwa zmęczenie z drogi/
A grill głód w ogródeczku/
Senność przychodzi wraz z chłodem nocy/
Układam kostkę Rubika/
Sięgam do stosu wełnianych kocy/
Znużone powieki zamykam/
III
Świta dopiero i my snu wyznawcy/
Niechętnie wstajemy z pieleszy/
Żegnają nas nasi chlebodawcy/
Dziś również nam się nie śpieszy/
W brzuchach układa się syte śniadanie/
Lecz czas obrać wybrany kierunek/
Z wdzięcznością dziękujemy za nie/
Także za wikt i opierunek/
Znów uśmiech szeroki zdobi me lica/
Bo widok jej nie jest mi karą/
Matka Niepogód i Kapryśnica/
Lub polskie Kilimandżaro/
Do końca dnia królować będzie/
I fascynację w nas wznieci/
Ta wypiętrzona w trzeciorzędzie/
Dumniejsza niż Karol Trzeci/
Po drodze zagajam zielarkę miejscową/
Co mlecz w ogródku z zapałem siecze/
Tłumaczy, że to na sprawę gardłową/
I że to mniszek lekarski, nie mlecze/
Wtem niespodzianka czeka na szlaku/
Nieoceniona w znużeniu/
Wiemy, że ręcznik czeka w plecaku/
Moczymy więc nogi w strumieniu/
Jeszcze kolacja w przydrożnym barze/
Uchwytność celu nas bałamuci/
Dopiero w schronisku się okaże/
Jak z sił jesteśmy wyzuci/
IV
Przed pierwszym kurem witamy dzień/
Za oknem świtu pożoga/
Zbieramy się cicho wychodząc przez sień/
I znowu wzywa nas droga/
Sesja na drzewie, lub z drzewem/
To znowu zdjęcie w kałuży/
Chwalimy łąki umajone śpiewem/
Wędrówka nam się nie dłuży/
Jeżeli wszystko pójdzie jak chcemy/
Choć w głowie się to nie mieści/
To kilometrów klamrą zepniemy/
Nieomalże sto czterdzieści/
Ostatnie podejście strasznie się dłuży/
Mozolnie pod górę, nie widać końca/
Straszą nas bliskie pomruki burzy/
A pod szczytem deszcz, zamiast słońca/
W dół w ścianie wody, która z gór spływa/
W butach nam chlupie i mokro wszędzie/
Nagle piosenka nam z serc wypływa/
I las wypełnia w tym wilgłym obłędzie/
To kres włóczęgi i kropka czerwona/
Tutaj się nasza przygoda kończy/
Skronie nam zdobi słona korona/
I ból, co zamiast dzielić łączy/
Wybaczcie mi proszę zabawę słowem/
W zamyśle w tym być miał pierwiastek boski/
Jak to się stało zachodzę w głowę/
Że rym tylko /lub aż/ częstochowski/
______________________________
Szalony pomysł, by wrażenia z ostatniej wędrówki Małym Szlakiem Beskidzkim spróbować ująć w rymy pojawił się przed startem. Powodów było kilka. Po pierwsze: dlaczego nie? Może to jest właśnie ten moment, by wyjrzeć z dna szuflady? Nie, to nie ten moment i nie ta szuflada ;-) Po drugie: nikt się takiej formy relacji nie spodziewa. Dotąd wszystkie przejścia, którymi zdecydowałem się z Wami podzielić ubrane były w prozę. Czasem czytelnika trzeba zaskoczyć asem z rękawa. Po trzecie: to świetna okazja dla gimnastyki umysłu. Mój swoje lata już ma, więc każda forma treningu jest dla niego nieoceniona ;-)
Trzy lata temu samotnie robiłem tę trasę w sierpniu. We dwoje, w innym kierunku, na progu budzącej się wiosny, to jest zupełnie inny szlak, chociaż przecież ten sam. Mam na nim kilka ulubionych miejsc. Jednym z nich jest widok na Królową Beskidów, której poświęciłem aż trzy zwrotki, ale oczywiście zasługuje na więcej ;-)
W liczbach wygląda to następująco:
Rabka Zdrój Zaryte - Schronisko na Kudłaczach ok. 39 km
Schronisko na Kudłaczach - Palcza ok. 31 km
Palcza – Schronisko Leskowiec ok. 31 km
Schronisko Leskowiec – Bielsko Biała Straconka ok. 38 km
Waga plecaka 6,70 kg. Dużo za dużo.
W tym roku, to ostatnia taka wyjazdowa włóczęga. Każda kolejna będzie wokół komina. Obiecałem to sobie i dzieciom. Tym bardziej dziękuję Kasi za zielone światło na tę majówkową. Bardzo przyjemny prezent urodzinowy.
Oktawia. To nasz drugi „duży” szlak razem. Są dłuższe, wyższe, bardziej zasługujące na miano wyprawy. Wiem, że jesteś na nie gotowa. W pojedynkę. Samotny marsz smakuje inaczej. Warto zakosztować tych smaków. Dziękuje Ci za każdy kilometr i wspólny czas na szlaku. I za Marcina, bez którego wsparcia nasza przygoda wyglądała by zupełnie inaczej.
Gosia z Jankiem. Bez Was też byłoby trudniej. Dziękuję za elastyczność w gospodarowaniu czasem wolnym i przygarnięcie pod dach na bardzo ważnym etapie. Cieszę się, że zdecydowaliście się wpisać w historię naszej wyprawy.
PS Nie ma tu wersów, które byłyby owocem wyobraźni. Wszystko, co jest w nich zawarte wydarzyło się podczas tych czterech dni marszu i każda strofa, to wspomnienie z wędrówki. Nie bez znaczenia jest fakt, iż miałem niesamowitą frajdę w budowaniu tych zdań, w szukaniu rymów, chwytaniu wszystkich sznurków, by niczego istotnego, co złożyło się na tę przygodę nie pominąć. Brak nazw własnych jest celowy i zamierzony ;-)
Chętnie wrócę za kilka lat do tego wpisu i wiem, że lektura kolejnych zwrotek sprawi, że z mej pomarszczonej twarzy nie będzie schodził uśmiech :-)