Powiedz głośno o swoich zamiarach, a życie zaraz utrze Ci nosa. I to dosłownie...
Turnusy rehabilitacyjne planujemy z rocznym wyprzedzeniem, a nierzadko rezerwa jest jeszcze większa. Pozwala to poukładać na spokojnie wszystkie sprawy oraz obudować wokół sztywnych terminów życie zawodowe i rodzinne. W tym miejscu kalendarz jest beznamiętny i brak tu przestrzeni na improwizacje i impulsywne działania. Papier wszystko przyjmie (nawet jeśli terminarz od dawna już tylko elektroniczny), ale wszyscy wiemy, że los często weryfikuje nasze plany i rwie na strzępy misternie tkaną pajęczynę zamierzeń. Doświadczyliśmy tego w minione ferie zimowe. Z zaplanowanych dwóch tygodni turnusu rehabilitacyjnego wyszedł tydzień z okładem, a umówione wizyty u rodziny i znajomych zostały przesunięte na czas nieokreślony. Zawinił sezon grypowy i wrodzona obniżona odporność panny Julii. Hojnie podzieliła się z resztą rodziny czym tam miała i ostatecznie wszyscy wylądowaliśmy w łóżkach. Po turnusie zostało wspomnienie, kilka zdjęć i lekki niedosyt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz