Mimozami jesień się zaczyna i żółcią podpala ogrody. Przez szeroko zamknięte drzwi leniwie sączy się dzień. W sieni unosi się zapach pustych kopert i otulony szalem wiatru zagubiony liść. Podnoszę go spod nóg i patrzę przez wyzutą z chlorofilu pajęczynę nerwów prosto w słońce. Cieszę oczy refleksami tańczącymi w półmroku oraz ciepłem rozlewającym się na twarzy. Gdzieś niedaleko przetacza się burza w szklance wody. Jej echo odbija się czkawką i od ścian. Ktoś ewidentnie siał wiatr i teraz zbiera plony. Jeszcze chwila i po żniwach. Pora na dożynki.
Są w życiu takie momenty, gdy uczestniczysz w czymś ważnym, zdajesz sobie sprawę z wyjątkowości chwili i rangi wydarzenia, ale do końca nie rozumiesz na co patrzysz, bo nie mieści się to w ramach w jakich zwykle się poruszasz. Objawienie spływa powoli. Sączy się do umysłu dawkując prawdę, że do patrzenia używasz złego organu. Tu szkiełko i oko na nic się nie przyda. Klucz do zrozumienia leży w innym miejscu.
W ubiegłą sobotę mieliśmy okazję zmierzyć się z tym doświadczeniem podczas premiery spektaklu "Freak Show" wystawianego na deskach Teatru Miejskiego w Gliwicach. Nie od razu pojęliśmy, że pod maską koronkowo przygotowanego przedstawienia kryje się lustro, w którym nie zawsze mamy ochotę się przeglądać. To tak, jakby oglądać film, który już się kiedyś widziało. Niby fabuła jest znana, ale nie wszystko pamiętasz. Po chwili się orientujesz, że to kadry z Twojego życia. Katharsis. Unikalne wrażenie. Warte, by poczuć je na własnej skórze. Nawet jeśli momentami po plecach przebiega dreszcz. Znów teatr uczy nas żyć. Pewnie dlatego, że życie nas uczy udawać.
A może to wszystko pozory? Może - za narratorem spektaklu - daliście się Państwo nabrać ? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. To, w którym momencie kurtyna opada, definiuje, czy mamy do czynienia z farsą, czy z dramatem. Każdy widzi co innego. Zamknij oczy i spójrz jeszcze raz.
Mimozami jesień się zaczyna. Nawet jeśli to tylko nawłoć ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz