niedziela, 25 grudnia 2011

Świątecznie

Kochani - w tych świątecznych dniach życzymy Wam pogody ducha, czasu dla najbliższych, dystansu do siebie i świata oraz bezcennego zdrowia, z którym można góry przenosić...

PS Czego i sobie życzymy... ;-)

środa, 14 grudnia 2011

Nie samą nauką przedszkolak żyje...

Nasz mały przedszkolak wiedzie intensywne życie. Całkiem niedawno w przedszkolu miały miejsce obchody Światowego Dnia Pluszowego Misia. Urodziny okazały się doskonałym pretekstem do zorganizowania spotkania integracyjnego z dwiema sąsiednimi placówkami. Niestety tego dnia pogoda znów rozdawała karty, więc plany spełzły na niczym, ale kto wie - może w przyszłym roku będziemy mieć wiecej szczęścia? Dzień został uczczony występami dla wszystkich dzieci, gdzie w rolę aktorów wcielili się opiekunowie i wychowawcy :-) Dzieciaki z zapartym tchem śledziły przygody Dużych Misiów, przy każdym zwrocie akcji tuląc sie do zabranych wyjątkowo do przedszkola własnych pluszaków. Nie zabrakło też ciasta w kształcie misia :-)
Kilka dni później, w przededniu swojego święta, przedszkole odwiedzili prawdziwi Górnicy - w galowych mundurach. Dzieci mogły dowiedzieć się o ciężkiej pracy na dole, posłuchać legendy o duchu śląskich kopalń - Skarbniku, a także zadawać - często niewygodne - pytania ;-) Oczywiście nie obyło się bez sesji fotograficznej :-)
Kolejne dni upłynęły na wyczekiwaniu św. Mikołaja, który i w tym roku nie zawiódł grzecznych dzieci :-) Obiecał, że na święta będzie śnieg i rozdał upragnione prezenty...Pozdrawiamy przedświątecznie :-)
PS Wszystkie zdjęcia zawarte w dzisiejszym wpisie otrzymałem od wychowawczyni Juli - pani Moniki, której bardzo dziękuję :-) Więcej z życia przedszkola możecie przeczytać na http://www.skpon.pl/

czwartek, 8 grudnia 2011

1% dla Julci

W marcu tego roku zdecydowaliśmy się założyć Juli subkonto w fundacji "Zdążyć z Pomocą". Fundusze możemy zbierać kilkutorowo. Najczęściej jest to przekazanie 1% podatku dochodowego przy okazji rozliczania się z fiskusem, lub darowizny w ogóle od osób prywatnych czy firm. Organizacyjnie wygląda to tak, że jeśli Jula posiada jakieś środki na subkoncie w fundacji, to np. za wizytę u specjalistów, specjalistyczny sprzęt, albo turnusy rehabilitacyjne wystawiane są faktury na fundację i z tych Julkowych zebranych środków dostajemy zwrot pieniędzy zapłaconych wcześniej z prywatnego konta. Zebrane na nim fundusze zamierzamy przeznaczyć właśnie na turnusy rehabilitacyjne, które pozwolą Julkę usprawnić ruchowo oraz intelektualnie. Koszt takiego dwutygodniowego turnusu, waha się między 3.000 - 5.000 zł. Mówimy tu o czternastu dniach skoncentrowanych na zajęciach i ćwiczeniach, a nie o wczasach na świeżym powietrzu, z których poza miłymi wspomnieniami, Jula nic nie wyniesie.
Nic nie przychodzi samo. Każdy grosik trzeba "wydeptać". Depta się u rodziny, przyjaciół, znajomych. W nadchodzącym roku będziemy mogli poszerzyć zakres poszukiwań ludzi dobrego serca dzięki ulotce informacyjnej. Sama ulotka jest wypadkową burzy mózgów, niezliczonych wiadomości e-mail między nami, ciocią Gosią i wujkiem Jankiem oraz drukarnią.
Bonusowo postanowiliśmy obdarować Was kalendarzem - niech służy przez cały rok :-) Bardzo dziekujemy za dotychczasowe wsparcie - dla nas liczy się naprawdę każda złotówka.


Dziękujemy kochani, że jesteście z nami :-)

wtorek, 8 listopada 2011

Jesienne spotkania

Chciałoby się napisać "jesienne spotkania okołozakątkowe", ale tych pozaforumowych też ostatnio nie brakowało ( :-)), więc i tytuł musi być krótszy ;-)

W ostatnim tygodniu października - dzięki firmie UBS oraz Stowarzyszeniu rodziców i przyjaciół dzieci z zespołem Downa Zakatek 21 - mieliśmy okazję odwiedzić stolicę Małopolski. Październikowy Kraków przywitał nas iście złotojesienną aurą i nieodłącznymi dla wawelskiego grodu... korkami. Mocno spóźnieni, ale z zapasem pozytywnej energii, dotarliśmy w silnym śląskim składzie do sali zabaw "Junior", w której to nasze dzieci rzuciły się w wir zabawy, a dorośli mogli w spokoju (sic!) wypić kawę. Koniec miesiąca przyniósł także, zapowiadaną i wyczekiwaną wizytę Agatki - koleżanki Julki ze szpitala - wraz z rodzicami, rzecz jasna :-) Popołudniowa herbatka przeciągnęła się nam na niedokończonych rozmowach do późnego wieczoru i pełni niedosytu pożegnaliśmy miłych gości, uzyskawszy wcześniej obietnicę, że wrócą niebawem.


Miniony weekend również obfitował w moc wrażeń, gdzie najważniejszym wydarzeniem były URODZINY NA PODDASZU. Celowo użyłem tu wielkich liter, gdyż atmosfery jaka tam panuje mała czcionka nijak by nie oddała ;-)


Z solenizantką znamy się praktycznie, odkąd Jula pojawiła sie na świecie i listopadowy jubileusz mamy już na stałe wpisany w coroczny kalendarz imprez :-)

Pozdrawiamy listopadowo :-)

wtorek, 11 października 2011

Szpital

No i okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują... Pobyt w szpitalu do przyjemnych nie należał, ale też nie był traumą dla Julki, a tego obawialiśmy się najbardziej. Nasza królewna pozwoliła sobie zrobić prawie wszystkie badania i była bardzo dzielna :) Jedyne, co nie wyszło, to badanie refraktometrem (Jula boi się tego sprzętu wprost panicznie - nie pozwala nawet przy nim usiąść) i "czytanie obrazków" (zupełna odmowa współpracy - nasza zwykle wygadana córeczka nie pisnęła ani słówka). Jednak podsumowując wszystkie badania udało się stwierdzić, że wada wzroku jest, ale na szczęście nie duża i nie wymaga korygowania okularami. Odetchnęliśmy z ulgą... ;)
Teraz z drastycznych punktów do zrealizowania mamy na liście szczepienie - w czwartek 13-tego...
A tu mamy parę szpitalnych fotek:
Na początek dumna prezentacja różowej "bransoletki z uśmieszkiem" - oczka już zakropione i czekamy na pierwsze badania.
Julcia w pokoju znalazła wspaniałą koleżankę, małą Agatkę. Po badaniach obie rozrabiały, ile się dało. Trzeciego dnia w szpitalu małe panienki były niczym papużki-nierozłączki i razem chodziły nie tylko na badania, ale nawet siusiu :)
W czwartek po badaniach udało nam się wyrwać na mały spacerek po przyszpitalnym terenie. Dziewczynkom najbardziej spodobał się rozległy trawnik. Po dwóch dniach "w zamknięciu" wreszcie mogły pohasać "na wolności" ;)

poniedziałek, 26 września 2011

Turnus w "Neuronie"

Oprócz codziennych zajęć w przedszkolu, Jula potrzebuje jeszcze dodatkowego zastrzyku w skoncentrowanej dawce, który otwiera przed Nią szersze spektrum możliwości. Takim swoistym "napojem energetycznym" od kilku lat są dla Juli turnusy rehabilitacyjne. Zawsze wraca z nich zmęczona, ale z bagażem nieocenionych doświadczeń. W tym roku udało się nam dostać do ośrodka "Neuron" w Małym Gacnie k/ Bydgoszczy. Jako, że jechaliśmy tam pierwszy raz, towarzyszyły nam obawy, czy spełni on potrzeby i wymagania Juli, ale niepokój okazał się bezpodstawny. Kalendarz zajęć przedstawiał się naprawdę imponująco - baliśmy się nawet, czy razem z Babcią, (z którą pojechała na turnus) wytrzymają takie tempo. Pierwsze zajęcia zaczynały zaraz po śniadaniu, a kończyły w granicach godziny 16.30 -17.00. Oczywiście znowu okazało się, że strach ma wielkie oczy, a dziewczyny ze Śląska są twarde i klimat Borów Tucholskich działa motywująco na obydwie :-)


Każdy dzień Jula zaczynała od wzmacniającego masażu całego ciała, potem miała pół godziny sam na sam z futrzastym przyjacielem na dogoterapii, a to z kolei przełamywało Jej strach przed zajęciami z końmi. Hipoterapia to w ogóle u nas temat - rzeka. Podczas naszego pierwszego turnusu rehabilitacyjnego w Jadownikach Mokrych, gdy Jula miała skończone półtora roku, bez problemu dała się posadzić na konia. W następnym roku jeździła już tylko tyłem, a w kolejnym były spazmy, krzyki i awantura na całego. Spisaliśmy już hipoterapię na straty, ale ten turnus okazał się przełomowy na tyle, że w tym roku spróbujemy skorzystać z dodatkowych zajęć z końmi w naszym przedszkolu.

Naturalnie nie brakowało tez ćwiczeń ogólnousprawniających na sali rehabilitacyjnej, uczącej precyzji terapii ręki, czy zajęć z psychologiem i logopedą. Stymulacyjna sala doświadczania świata, również cieszyła się u Juli aprobatą, a po powrocie do przedszkola okazało się dodatkowo, że w tym roku będzie miała regularne zajęcia właśnie na sali SI :-)

Apetyt dopisywał (kuchnia iście domowa), przyjaciół wokół nie brakowało (również zakątkowych), więc do wytęsknionych rodziców wróciła w dobrym nastroju, z werwą wkraczając w nowy rok przedszkolny.


Babciu - dziękujemy, że Jesteś.

Dobre duchy z Krakowa - bez Was, w ogóle tego wpisu by nie było...

poniedziałek, 12 września 2011

Przedszkole: Episode IV - Nowa Nadzieja ;-)

Dziś Jula zaczęła kolejny rok nauki, zabawy i rehabilitacji w swoim przedszkolu. Pierwsze szlify na ścieżce edukacji zdobyła mając półtora roku i jak to z początkami, łatwo nie było - ani Jej, ani nam. Wcześniej wyglądało to tak, że na rehabilitację, do psychologa, logopedy czy innych specjalistów jeździliśmy na wyznaczoną godzinę, zawsze razem. Teraz wszyscy musieliśmy przyzwyczaić się do kilku godzinnej rozłąki, z dala od znajomych, ukochanych twarzy. Jula jednak w miarę szybko (chyba szybciej niż my... ) zaadaptowała się do nowych warunków, gdzie nie bez znaczenia było iście rodzicielskie podejście pań przedszkolanek, które z miejsca zostały ukochanymi "ciociami".
Znam ludzi, którzy przychodzą do pracy po prostu "odbębnić" swoje. Tacy już urodzili się zmęczeni i nic tego nie zmieni. Jest też drugi typ. Ludzie pełni pasji, zaangażowania, poświęcenia. Oddają pracy siebie w 100%, wkładają w nią całe serce, umiejętności i często czas wolny. Jula miało to szczęście, że trafiła właśnie na takie osoby. Chapeau bas przed Wami dziewczyny - jesteście niesamowite!
Podczas codziennych zajęć wraz z jedenaściorgiem innych dzieci (chociaż, jak to w przedszkolu- rzadko jest komplet), poprzez zabawę zdobywa nowe umiejętności, ćwiczy skupienie, poznaje liczby, alfabet, przyrodę, etc. Oczywiście równolegle ma ćwiczenia z neurologopedą, psychologiem i rehabilitację, oraz masę innych zajęć. Bierze również udział w przygotowanych przez panie nauczycielki przedstawieniach (także wyjazdowych) - nawiasem mówiąc zawsze okraszonymi świetnymi, własnoręcznie wykonanymi przez Nie dekoracjami i strojami - naturalnie wszędzie przyjmowanych owacjami na stojąco :-)
W tym roku po raz pierwszy będzie miała swój własny podręcznik i zeszyt ćwiczeń, z czego jesteśmy niewymownie dumni. Jula z resztą bardzo lubi książki, często wspólnie czytamy, a nawet, co pewnie nie będzie zaskoczeniem - kompletujemy dziewczynkom biblioteczkę, uzupełniając ją o ukochane tytuły z dzieciństwa, w nadziei, że kiedyś i One po nie sięgną. [Tak naprawdę to chcemy po prostu mieć te książki, a Jula i Zosia są tylko pretekstem... ;-) ]
Pewnie spytacie, dlaczego rok przedszkolny zaczynamy dopiero 12 września? Otóż przez ostatnie dwa tygodnie Julcia dzielnie "walczyła" na turnusie rehabilitacyjnym w dzikich ostępach Borów Tucholskich, ale o tym szerzej napiszemy za kilka dni :-)

wtorek, 23 sierpnia 2011

Piaskownica




Jakiś czas temu pojawił się pomysł. Przekładany z miesiąca na miesiąc w końcu doczekał się realizacji. Najpierw w maju powiększyliśmy trawnik w przydomowym ogródku, a potem nadszedł czerwiec, a z nim Dzień Dziecka.

Ciocia Gosia z wujkiem Jankiem - po konsultacji z nami - sprezentowali dziewczynkom wymarzoną piaskownicę. Ostatnie dwa miesiące minęły nam pod szyldem remontów (i niepogody w ogóle), tak więc musiała odleżeć ustawowe trzydzieści dni na szafie i poczekać na swoją kolej.

Wreszcie w drugim tygodniu sierpnia piaskownica została z szafy ściągnięta, złożona, pomalowana i po wypełnieniu piaskiem oddana w niszczycielskie ręce Juli i Zosi :-) Dziewczyny z miejsca zakochały się w prywatnej plaży i potrafią "godzinami" robić babki, siać piasek, grabić, kopać, przesypywać, etc. ...

Taka piaskownica to super sprawa pod wieloma względami. Dzieciom daje radość, z jakiej my dorośli chyba nie potrafilibyśmy się tak cieszyć. Pozwala pogłębić stosunki dobrosąsiedzkie (i tak całkiem niezłe) z sąsiadami z góry - mają dzieci w podobnym wieku, co nasze. Nam umożliwia spędzenie kilku kradzionych chwil z ulubioną lekturą (jednym okiem w treści książki, drugim na piaskownicę - taki zez rozbieżny ;-) ) No i znowu jest mniej trawnika do koszenia...








poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Kochane zdrowie...

Zeszły tydzień upłynął nam na wizytach u lekarzy i niestety żadna nie była tak pomyślna, jak mieliśmy nadzieję :(





W poniedziałek Julcia odwiedziła panią doktor "od oczek". Jednak - mimo całej sympatii dla lekarki - nie pozwoliła się dokładnie zbadać. Właściwie to nie dała się nawet dotknąć. W czasie poprzedniej wizyty ładnie współpracowała, więc jej zachowanie (czyli czysta histeria :/ ) było raczej zaskoczeniem. Skutek tego taki, że czeka nas leżenie w szpitalu w celu "kompleksowej diagnostyki układu wzrokowego".



Julcia ma podejrzenie astygmatyzmu. Nosiła już okulary jako dwulatka, choć słowo "nosiła" nie oddaje Julkowego, pełnego fantazji traktowania tego biednego sprzętu ;) Na całe szczęście dla niego, po pół roku spełnił swoją rolę i poprawił Juli wzrok, czym zasłużył sobie na spokojną emeryturę na półce. Jeśli podejrzenie się potwierdzi, czeka nas powtórka z rozrywki.
























Już od jakiegoś czasu liczyliśmy się z taką ewentualnością i Julka przyzwyczaja się od okularów - na razie słonecznych. Niestety całe noszenie w jej wykonaniu trwa 2 minuty, a najlepszą zabawą jest ubieranie i zdejmowanie...








Cóż, wizyta w szpitalu dopiero w październiku, tak więc pożyjemy - zobaczymy...





Druga wizyta lekarska wypadła u ortopedy. Przegraliśmy samotną walkę o zdrowe stawy skokowe u Julci i będziemy musieli ratować się pomocą. Czeka nas wizyta w sklepie ortopedycznym i zakup nowych bucików. Mamy nadzieję, że przy okazji mierzenia tym razem obędzie się bez dramatów...

środa, 27 lipca 2011

Wakacyjne odwiedziny

Przez weekend gościliśmy u Marcinka, narzeczonego Julci i Jego rodziny w Międzybrodziu Bialskim. Było super :)


Wspólne huśtanie




Zabawy w piaskownicy...




... i nie tylko...



Były też wspólne spacery za rączkę ;) Choć niezbyt dalekie z powodu braku odpowiedniego obuwia ...




Było też czytanie bajek z wujkiem Lisem w roli lektora - miał sporo wdzięcznych słuchaczy :)



Pozdrawiamy wakacyjnie



piątek, 3 czerwca 2011

Julka & spółka witają

To nasza Julcia.










Teraz ma już 4 lata, ale kiedy się urodziła, była malutką kruszynką ze skośnymi oczkami...







To właśnie te malutkie oczka powiedziały nam o "dodatku", który ma nasza córeczka. Julcia urodziła się z dodatkowym 21 chromosomem, który odpowiada za jej wadę genetyczną - zespół Downa. Zmagamy się z nim już od 4 lat, a każdy kolejny jej uśmiech jest dla nas nagrodą.