Jakiś czas temu pojawił się pomysł. Przekładany z miesiąca na miesiąc w końcu doczekał się realizacji. Najpierw w maju powiększyliśmy trawnik w przydomowym ogródku, a potem nadszedł czerwiec, a z nim Dzień Dziecka.
Ciocia Gosia z wujkiem Jankiem - po konsultacji z nami - sprezentowali dziewczynkom wymarzoną piaskownicę. Ostatnie dwa miesiące minęły nam pod szyldem remontów (i niepogody w ogóle), tak więc musiała odleżeć ustawowe trzydzieści dni na szafie i poczekać na swoją kolej.
Wreszcie w drugim tygodniu sierpnia piaskownica została z szafy ściągnięta, złożona, pomalowana i po wypełnieniu piaskiem oddana w niszczycielskie ręce Juli i Zosi :-) Dziewczyny z miejsca zakochały się w prywatnej plaży i potrafią "godzinami" robić babki, siać piasek, grabić, kopać, przesypywać, etc. ...
Taka piaskownica to super sprawa pod wieloma względami. Dzieciom daje radość, z jakiej my dorośli chyba nie potrafilibyśmy się tak cieszyć. Pozwala pogłębić stosunki dobrosąsiedzkie (i tak całkiem niezłe) z sąsiadami z góry - mają dzieci w podobnym wieku, co nasze. Nam umożliwia spędzenie kilku kradzionych chwil z ulubioną lekturą (jednym okiem w treści książki, drugim na piaskownicę - taki zez rozbieżny ;-) ) No i znowu jest mniej trawnika do koszenia...