wtorek, 25 grudnia 2012

Świątecznie

Kochani - na ten świąteczny czas zostańcie w zdrowiu, cieszcie się sobą w rodzinnym gronie, śpiewajcie kolędy wielopokoleniowo (niesamowita frajda!), oraz po prostu odpocznijcie :-)
 
 
Spokojnych Świąt. Zajrzyjcie do nas po Nowym Roku, jestem Wam coś winien ;-) 

poniedziałek, 10 grudnia 2012

W fotograficznym skrócie :-)

Życie w przedszkolu toczy się kilkutorowo. Nauka przeplata się z rehabilitacją, a rehabilitacja z zabawą. Dzisiaj krótki flash z ostatnich tygodni opowiedziany przez pryzmat tego ostatniego :-)
Koniec listopada Jula zakończyła urodzinowo, tzn.
urodziny miał Pluszowy Miś, ale na imprezę zaproszone były wszystkie przedszkolaki ;-)
 

 
Śląskim zwyczajem czwarty dzień grudnia górniczy stan świętował Barbórkę. Dzień później Julcine przedszkole odwiedził etatowy Pan Górnik :-)
 
 
 
W porównaniu z zeszłym rokiem  na naszej Juli mundur leży o niebo lepiej ;-)
 
Pojawił się pierwszy większy śnieg, a wraz z nim do przedszkola zawitał Mikołaj :-)
 

 
Pozdrawiamy przedświątecznie :-)
 
PS Zdjęcia dzięki uprzejmości Pani Moniki, oraz ze strony przedszkola ;-)

piątek, 23 listopada 2012

Zaczarowane miejsce - subiektywnie.

Wczoraj mieliśmy przyjemność uczestniczyć w obchodach dwudziestej rocznicy powstania Gliwickiego Ośrodka Adaptacyjno – Rehabilitacyjnego, w strukturach którego znajduje się przedszkole naszej Juli. Na przestrzeni lat Ośrodek działał pod różnymi nazwami, ewoluował, rozrastał się, poszerzał zakres działań, ale zawsze ludziom pracującym tam przyświecał jeden cel - pomagać. Pomagać dzieciom i młodzieży niepełnosprawnej, ale co równie ważne - rodzicom. Nasza symbioza z Ośrodkiem trwa już prawie sześć lat i na przestrzeni tego czasu, jako rodzice dziecka niepełnosprawnego, również przeszliśmy ewolucję. Mieliśmy to szczęście, że szpital, w którym Jula przyszła na świat, wyprawił nas do domu z długą listą specjalistów jakich powinniśmy odwiedzić. Jednym z punktów na liście była wizyta u neurologa i to On skierował nas do Ośrodka, o istnieniu którego nie mieliśmy wcześniej bladego pojęcia. Na początku był dla nas miejscem, gdzie znaleźliśmy pomoc dla Julci - medyczną w szeroko rozumianym pojęciu, rehabilitacyjną, również prawną. Pierwsze półtora roku to był istny kołowrotek. Rehabilitacja, neurologopeda, psycholog, niezależnie pediatra, szczepienia, etc.  Później doszedł aspekt edukacyjny. W Ośrodku otwierała się grupa Maluchów i dostaliśmy propozycję, by Jula dołączyła do niej. Dla nas było to jak wygrana na loterii - pozwoliło złapać oddech i nabrać sił do zmagania się z codziennością. Jula szybko zaklimatyzowała się w przedszkolu, a my wiedzieliśmy, że przez te kilka godzin jest w dobrych rękach, i że na miejscu ma pełen wachlarz potrzebnych Jej zajęć. Dziś, po tych kilku latach wiemy, że Jula rozwija się tak dobrze, m.in. dzięki temu, że w naszym mieście jest takie zaczarowane miejsce. Mamy kontakt z rodzicami  niepełnosprawnych dzieci z innych miast z całej Polski (poprzez Zakatek 21) i dochodzą do nas sygnały o potrzebie stworzenia takich ośrodków. Pole do popisu dla tamtejszych lokalnych władz, lub (tak jak u nas) dla ludzi z wizją.
Obchody poprzedziła uroczysta msza w gliwickiej katedrze, na której Jula z Zosią dały się poznać szerszemu gronu z tylnych ław, jako osóbki nad wyraz żywe, chodzące własnymi ścieżkami, a Tata wystąpił w roli próbującego zapanować nad dwoma żywiołami ;-) To właśnie z kazania zaczerpnięty jest tytuł powyższego posta. Po mszy udaliśmy się do pobliskiego Centrum Edukacyjnego, gdzie została przedstawiona historia powstania GCER-u, a w ramach prezentacji artystycznych wystąpili wychowankowie Ośrodka. Punktem kulminacyjnym okazała się aukcja autorskich fotografii, efektu dwóch podróży do Islandii dr Anny Franek, z których dochód został przeznaczony na cele statutowe gliwickiego SKPON- u. W aukcje skutecznie włączyły się zaproszone władze samorządowe i kościelne, ale i nam udało się wylicytować piękną fotografię zorzy polarnej, na którą jednak będziemy musieli poczekać do końca wystawy, tj. do 20 grudnia. Nie omieszkamy podzielić się nią z Wami jeszcze przed świętami :-)
Na koniec chciałem zostawić Was z wierszem pana Jerzego Sikorskiego. Wierszem zaprezentowanym podczas obchodów. Wymowny tytuł, wymowne przesłanie.
_______
"Dziwne dziecko"
Łzy wciąż cieknące
Nie dają mi spojrzeć w słońce
Jestem tak małym stworzeniem
Lecz nie dam się zmiażdżyć spojrzeniem.
To co że nie rozumiem
I tak niewiele umiem
Jestem, gdyż ktoś rzekł…”Kocham”!
I ja, dziś tym słowem oddycham.
_______
PS ...

poniedziałek, 5 listopada 2012

1% - dziękujemy!

Kochani!
Tak jak zapowiadałem wcześniej przyszła pora na podsumowanie szeroko zakrojonej akcji pozyskiwania Waszych serc :-)
Gorąco dziękujemy Pani Agnieszce i Markowi z Białogardu, oraz Pani Stanisławie z Otmuchowa za darowizny wpłacone na rehabilitację Julci!
Gdy w maju dziękowałem Wszystkim, którzy zechcieli przekazać 1% swojego podatku na Julcine subkonto założone w Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą", jeszcze nie wiedziałem, że będzie Was tak dużo! :-)
W większości identyfikujemy Was tylko po Urzędach Skarbowych, w których rozliczaliście swoje PIT-y , nielicznym, którzy nie pozostali anonimowi - podziękowałem już osobiście :-)
Dzięki rodzinie, znajomym, przyjaciołom, ludziom wielkiego serca (również tym nieznajomym), Julcine ulotki trafiły w każdy możliwy zakamarek Polski.
Wsparły nas osoby z Lublińca, Wolsztyna, Kędzierzyna Koźla, Pruszcza Gdańskiego, Gliwic, Mikołowa, Stargardu Szczecińskiego, Szczytna, Mysłowic, Częstochowy, Węgrowa, Zgierza, Świecia, Bydgoszczy, Zabrza, Tarnowskich Gór, Rybnika, Katowic, Olesna, Kluczborka, Garwolina, Limanowej, Krakowa, Łodzi, Ostrzeszowa, Rudy Śląskiej, Zielonej Góry, Jaworzna, Pruszkowa, Wadowic, Olsztyna, Dąbrowy Górniczej, Lęborka, Żor, Białogardu, Chorzowa, Będzina, Tczewa, Kołobrzegu, Kościana, Wrocławia, Warszawy, Nowego Sącza, Tychów i Torunia.
(Ostrzegałem, że jest Was dużo ;-) )
Lista nie jest jeszcze zamknięta, gdyż pieniądze cały czas są jeszcze księgowane przez Fundację.
Szczególne podziękowania dla dobrych duchów z Lublińca, Krakowa i Gliwic - wiecie za co :-)
 
PS Więcej zdjęć możecie znaleźć na stronie przedszkola , do którego uczęszcza Julcia. Ten najmniejszy szkrab na drugim zdjęciu, to właśnie nasz skarb :-)
 

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Bo ćwiczenie czyni mistrza - czyli turnus rehabilitacyjny w Zaździerzu.

Oj działo się, działo... To były bardzo pracowite dwa tygodnie dla naszej Iskierki. Julcia zajęcia miała od godziny 8.00 rano do 15.10 z tylko trzema małymi przerwami. W planie zajęć były ćwiczenia na basenie i na sali, zajęcia z pedagogiem i logopedą oraz dwa razy dziennie terapia ręki, z czego jedna na sali doświadczania świata. Były też ćwiczenia grupowe i integracja sensoryczna.  Naszym - czy też może raczej Julci i "cioci" Agnieszki - wielkim sukcesem były właśnie zajęcia basenowe. W ciągu tych dwóch tygodni Jula z bojącej się wody dziewczynki zamieniła się w małą rybkę i pływała już całkiem swobodnie z makaronem, a nawet nurkowała!



Zajęcia miała w tym samym czasie, co Marcinek, więc udało się nawet popływać razem :)

Wieczorami była tak zmęczona, że zasypiała prawie na stojąco. Oprócz zajęć rehabilitacyjnych w pierwszą sobotę turnusu została zorganizowana też wycieczka do Płocka, bo przecież każdemu należy się chwilka wytchnienia i relaksu ;)
Był rejs po Wiśle.
Odwiedziliśmy płockie ZOO. Julce najbardziej podobała się tamtejsza namiastka dżungli.
Na koniec była przejażdżka ciuchcią po Płocku.

Wszystkim "ciociom" i "wujkom" z Zaździerza chcemy podziękować za owocne i mile spędzone chwile. Tym uśmiechem Julka dziękuje też wszystkim, którzy nam pomagają i bez których życie byłoby dużo trudniejsze...

DZIĘKUJEMY :)

środa, 22 sierpnia 2012

Słońce cofa się w popłochu z dnia na dzień...

Wakacje - chyba jak większość z nas - staramy się spędzać aktywnie, w miarę możliwości zmieniając klimat. Dla nas, od kilku już lat, celem wakacyjnych podróży stał się Kołobrzeg. Świetne miejsce, świetni ludzie, unikalny mikroklimat. Łapiemy wszyscy jod, by nie dać się jesiennej słocie w następnych miesiącach. Dziewczynki też lubią tam przyjeżdżać, a wśród polskich rzek w Ich znajomości geografii, Parsęta zajmuje miejsce przed Kłodnicą ;-)

 



Dzięki zaproszeniu Edyty i Mariusza, ostatni tydzień lipca udało nam się spędzić na pięknej Zamojszczyźnie. Roztocze przywitało nas upragnionym słońcem, co też skwapliwie wykorzystaliśmy wypełniając te kilka dni napiętym planem zajęć. Odwiedziliśmy Zamość, kamieniołom w Józefowie, Krasnobród z piekielnie (chociaż to słowo jest akurat nie na miejscu ;-)) zimnym cudownym źródłem, Czartowe Pole z ruinami starej papierni, malownicze Szumy na Tanwi, zagrodę w Guciowie i oczywiście pełne wspomnień ze szczenięcych lat - Rachodoszcze.




PS Co do około wakacyjnych spraw, to mamy za sobą turnus i zakątkowy zlot w Zaździerzu, Zosia pożegnała się definitywnie ze smokiem, Jula dostała swoje ortopedyczne "glany", a  od jutra zaczyna nowy rozdział w temacie "okulary". Innych niż pomarańczowe nawet nie chciała mierzyć... :-)


niedziela, 12 sierpnia 2012

Nie zatrzyma nikt mnie ! - czyli rzecz o młodszej siostrze ;-)

Miałem pisać o wakacyjnych wojażach naszej rodzinki, ale ostatni tydzień natchnął mnie do innego tematu. Poza tym wakacje przecież jeszcze się nie kończą ;-)
Jula z mamą pojechała na turnus rehabilitacyjny, a ja zostałem z naszą młodszą latoroślą - Zosią Adamosią (jak sama mówi o sobie ;-) ). Zosia  - mówiąc delikatnie - jest wulkanem energii. Wszędzie Jej pełno, nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu, biegała zanim jeszcze nauczyła się chodzić ;-) Ustawia wszystkich pod swoje dyktando, a robi to tak wdzięcznie, że nikt nie ma nic przeciwko, by dać się owinąć wokół Jej paluszka :-) Nie boi się nikogo i niczego (poza muchą ;-) ). Jak na swoje 2,5 roku jest niesamowicie wygadana, zasób słów ma olbrzymi, co czasem prowadzi do zabawnych sytuacji. W ostatnią niedzielę wybraliśmy się do kościoła. Zwykle siadamy w bocznej nawie, by nie przeszkadzać innym. Tym razem - kierowany wiarą we własne możliwości zapanowania nad żywiołem - postanowiłem usiąść z Zosią z przodu. Oczywiście nasza wiercipięta, która na co dzień modli się bardzo ładnie (chociaż Modlitwę Pańską w wersji death  metalowej też już słyszeliśmy w Jej wykonaniu),  postanowiła uraczyć wszystkich wokół własnym pomysłem na mszę:
- Polska biało czerwoni!
- Zosia teraz nie śpiewamy.
- A mogę skakać?
- Nie, nie możesz skakać.
- A mogę tańczyć?
- Nie, nie możesz tańczyć.
- A mogę się kręcić?
- Nie, nie możesz się kręcić, teraz się modlimy.
Zosia rozglądając się i wskazując na ambonę:
- A mogę iść pozjeżdżać na zjeżdżalni?
Nie muszę chyba dodawać, że gdy ja coraz bardziej ściszałem głos, Zosia swój podkręcała ;-) Dziś również -  niczym Terkina z disneyowskiego "Tarzana", gdy w obozie znalazła maszynę do pisania - na pierwsze dźwięki organów wydała z siebie przeciągłe, zdziwione  " Uuuuuuu!" :-)
Ciężkie jest życie ojca żywiołowej dwulatki ;-)
Dotychczas Zosia bardziej trzymała się maminej spódnicy, a Jula moich spodni. Taka krótkotrwała  zamiana ról, wyjdzie zdaje się wszystkim na dobre. Spędzamy wspólnie czas, w miarę możliwości intensywnie. Chodzimy na place zabaw, na zakupy, spędzamy czas na ogrodzie, czytamy, wspólnie kucharzymy, oglądamy bajki i koncerty na dvd (świetny Tokijski koncert Queenu z 1985 roku). Nie znaczy wcale, że nie robiliśmy tego wcześniej - w pełnym składzie (no może poza Queen-em ;-) . Teraz korzystamy z  czasu, który mamy tylko i wyłącznie dla siebie.


Niemniej jednak odliczamy już dni, kiedy znów będziemy wszyscy razem...
Kocham te moje urwisy. Wszystkie bez wyjątku :-). Dziś mocniej niż wczoraj, a słabiej niż jutro...

PS O wakacjach będzie w następnym wpisie :-)