wtorek, 30 listopada 2021
Kermode
niedziela, 17 października 2021
Zespół niespokojnych łap
Zimno za oknem. Lato spakowało się i z dnia na dzień pojechało na zasłużony urlop, zostawiając na komodzie niedopitą lemoniadę i zapach niewysłanych listów. Pociemniało, poszarzało, deszcz zmył butów Twych ślad, a zielone drzewa, które chroniły nas, w żółte kolory zamienił czas. Nawet zawartość puszki z czarną jak heban, ulubioną rosyjską herbatą, nie pozostawia złudzeń co do przemijalności wszystkiego. Żeby nie było, że jest tylko tak psychicznie trudniej. Mamy dynie. Oranżowe antenatki przyszłych pokoleń konfitur, zup, ciast i pewnie jeszcze kilku innych owoców mariażu wyżej wymienionych ze słońcem zamkniętym w pomarańczach. Wyobraźcie sobie, że wracacie przemoczeni ze słotnego spaceru, a w garnku czeka na Was rozgrzewająca zupa dyniowa z imbirem i pomarańczami. Ewentualnie parujący talerz tagliatelle z leśnymi grzybami, dynią, czosnkiem i odrobiną tymianku. Mmm... Czar jesieni zaklęty w słoikach i na talerzach. Będzie co wspominać, gdy zima rozłoży się obozem w ogrodzie, a po cieplejszych dniach zostaną tylko niefrasobliwie pozostawione przymarznięte dwa leżaki...
Kotu
potrzeba niewiele:
Pogłaskać
go tylko w niedzielę,
w
poniedziałek, wtorek i w środę
leciutko
podrapać go w brodę,
w
czwartek, w piątek i w sobotę
pobawić
się trochę z kotem
i
w niedzielę – znów niewiele.
A
jeśli ci się uda
pokochać
go troszeczkę
i
tym co mu smakuje
napełnisz
mu miseczkę
i
mocno postanowisz
nie
oddać go nikomu
i
zgodzisz się by czasem
porządził
trochę w domu,
to
zauważysz potem
(to
zresztą przyjdzie z wiekiem),
że
będąc bliżej z kotem,
jesteś
bardziej człowiekiem.
(Autor: Franciszek Jan Klimek)
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,kabaret_moralnego_niepokoju,jesienny_smuteczek.htm
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,kabaret_moralnego_niepokoju,jesienny_smuteczek.htm
środa, 29 września 2021
Lekcja historii
Prawie trzysta lat później, w latach 1969-1970 staraniem Oddziałowych Komisji Turystyki Pieszej PTTK w Bytomiu, Gliwicach i Raciborzu, śladami podążających pod Wiedeń polskich chorągwi został wyznakowany 158-kilometrowy Szlak Husarii Polskiej. W kuluarach - być może - z okazji niezbyt okrągłej 286 rocznicy przemarszu wojsk koronnych, oficjalnie jednak dla uczczenia XXV - lecia PRL.
Rozdział pierwszy i kolejne
Dziś szlak liczy sobie około trzech kilometrów mniej. Pół wieku szeroko rozumianej urbanizacji odbiło się na jego przebiegu. Korekty były konieczne. W perspektywie całości są to kosmetyczne zmiany, a sam szlak nadal odzwierciedla drogę, jaką lat temu trzysta z okładem przemierzał przyszły Lew Lechistanu i nie rzutują w żaden sposób na przyjemność płynącą z maszerowania śladami polskiego oręża.
Flirt ze Szlakiem Husarii Polskiej zaczęliśmy w czerwcu ubiegłego roku wsiadając niedzielnego poranka do pociągu, który zawiózł nas do Będzina. Nieopodal dworca kolejowego znajduje się czerwona kropka oznaczająca początek przygody.
Z założenia eskapada miała być biegowa. Taka była. Przynajmniej na początku, dopóki nadprogramowe kilogramy, tak beztrosko zbierane przez ostatnie pół roku nie dały o sobie znać. Z biegu przeszedłem do marszu, na ostatnich kilometrach będąc tylko cieniem dawnego, przedpandemicznego siebie. Monika z Irkiem, jak zawsze przygotowani perfekcyjnie do biegowego wyzwania, tego dnia zmuszeni byli schować sportową dumę i głód kilometrów do plecaków, by zająć się moim opornym na motywację przyjaciół truchłem. Drużyna jest tak silna, jak jej najsłabsze ogniwo. Spod stadionu w Górnikach, po czterdziestu ośmiu kilometrach walki odebrał nas Wojtek i zawiózł do domu. Umarłem...
... ale przeżyłem ;-) Po trzech tygodniach zew szlaku znów się odezwał i podwieziony przez Wojtka na miejsce mojej uprzedniej agonii, w towarzystwie niekoronowanej imienniczki Królowej Jmci, wyruszyłem w drogę, kreśląc kolejny rozdział przygody śladami własnych stóp.
Ostatnie czternaście kilometrów pokonaliśmy już we dwoje, kończąc naszą
jesienną włóczęgę na rynku w Nędzy, skąd odebrał nas Erwin. Dystans prawie czterdziestu kilometrów przemaszerowanych w październikowym słońcu tylko pobudził nasz apetyt na dalszą wędrówkę.
niedziela, 29 sierpnia 2021
Here Comes The Sun
Zosia dostała polecenie samodzielnie spakować się na wakacyjny wyjazd. Po kilku minutach przychodzi zafrasowana.
- Tato, jak myślisz? Czy tyle mi wystarczy na te cztery tygodnie?
Patrzę. Dwa pękate plecaki. W nich same książki. Niczego więcej. Nawet pół szczoteczki do zębów.
- Hmm... Jeśli braknie, to Ci dokupię...❤️️
Julka zabrała ulubionego pluszaka, zdjęcie przyjaciół ze szkoły i nowe pudełko kredek, resztę pakowania zostawiając w rękach mamy.
Mama tradycyjnie spakowała... za dużo ;-)
Tata dołożył do tego rowery, gitarę, pudełko z szachami i ogłosił początek wakacji :-)
Teraz, gdy dobiegają końca i próbuję zamknąć je w jakieś ramy, zauważam ze zdziwieniem, że przecież dopiero "wczoraj" Dziewczynki odbierały świadectwa, a tu za moment zabrzmi pierwszy dzwonek. Czas przeleciał przez palce, ale w ogóle mi go nie żal, bo pozostawił po sobie mnóstwo fantastycznych wspomnień, a intensywność doznań przekładała się na prędkość wskazówek wakacyjnego zegara.
Tygodniowy obóz pod Tatrami, na który Julka wybrała się bez asysty Zosi, był prologiem tegorocznego wypoczynku i sprawdzianem samodzielności naszej czternastolatki. Zdała go z wyróżnieniem.
Lipiec przyniósł także pobyt u przyjaciół w klimatycznym uzdrowisku, perle Bałtyku - Kołobrzegu. Tam oddawaliśmy się nicnierobieniu, czytaniu książek, przesypywaniu piasku między palcami i wszelkim innym arcyważnym czynnościom ;-)
poniedziałek, 19 lipca 2021
Miłość w czasach zarazy
Koło fortuny nie zawsze toczy się po naszej drodze. Czasem trzeba wyjść na sąsiedni trakt i dać się pod nie wciągnąć, bo inaczej zostaniemy daleko w tyle plując kurzem i wyrzucając sobie, że jego turkot słyszeliśmy już dawno, ale jakoś nieskorzy byliśmy do wyjścia mu naprzeciw...
Są tacy, którym turkot nie pasuje. Mówią, że kołodziej źle dobrał rodzaj drewna, z jakiego zbudowane jest koło. Znam kilku, którzy twierdzą, że ono jeszcze nawet nie wyszło spod ręki stelmacha. Paru przekonuje, że nie ma powodu, by wychodziło w ogóle...
Nie wiem. Nie znam się na budowaniu kół. W tej materii zwykle ufam specjalistom.
niedziela, 20 czerwca 2021
Kawka na wynos
Zostanie tyle gór, ile udźwignąłem na plecach
Zostanie tyle drzew, ile narysowało pióro...
Zaczęło się niewinnie. Z końcem maja do skrzynki wpadł e-mail od Łukasza z informacją o planowanym szkoleniu połączonym z trzydniowym trekingiem w górach, które znałem tylko z nazwy. Pół chwili wahania, szybka deklaracja i e-mail zwrotny z informacją o załapaniu się na wąską listę spragnionych gór wiercipiętów.
Szybko zleciały trzy tygodnie wypełnione gąszczem spraw wszelakich, które skutecznie odciągały myśli od faktu, że spontaniczność w moim wieku zwykle wiedzie na manowce. Ech... cudne, cudne manowce... ;-) Tak nastał poniedziałek, dzień pierwszy, godzina zero (a właściwie 9.00 ;-) ).
Punkt zborny - kropka oznaczająca początek szlaku - umiejscowiony
vis-a-vis dworca kolejowego w Sanoku zgromadził tuzin nietuzinkowych włóczykijów. Szybko okazało się, że charyzma Przewodnika, wspólnie dzielone kilometry i pokrewieństwo trampowych dusz potrafią z dwunastu obcych sobie ludzi stworzyć zgraną drużynę. Dziarskim krokiem ruszyliśmy przez miasto i po przekroczeniu Sanu wkroczyliśmy w pasmo Gór Słonnych, a potem dalej i dalej, hen przez Pogórze Przemyskie, by po przejściu około osiemdziesięciu kilometrów, trzeciego dnia po południu osiągnąć cel naszej wędrówki przy oddziale PTTK w Przemyślu.
Czas i przestrzeń spięte klamrą bliźniaczych kropek pozostawiły trwały ryt w pamięci i z pewnością odbiją się echem na kolejnych rajzach, zarówno bliższych, jak i tych bardziej odległych, które dopiero nieśmiało kiełkują z tyłu głowy.
Dotychczas wszystkie swoje eskapady planowałem w oparciu o zdobycze cywilizacji: dach nad głową, talerz podsunięty pod nos w schronisku, prysznic na koniec dnia, czy prąd do podładowania elektroniki. Na tym kursie przekonałem się, że można inaczej, prościej. Po co ograniczać swoje horyzonty sufitem kwatery, jeśli możesz zasypiać pod gwiazdami? Hotel miliardgwiazdkowy na wyłączność i zupełnie za darmo. Ta chwila, gdy przy gasnącym słońcu docierasz na grzbiet i rozbijasz się na nocleg dokładnie pośrodku niczego - bezcenna. Rano budzisz się przy trelu ptaków, odpalasz kuchenkę, sprawdzasz w plecaku co tam dziś bufet serwuje, zwijasz mandżur i ruszasz dalej gdzie oczy poniosą.
środa, 12 maja 2021
Serce na dłoni
Od czasu do czasu na Julcine subkonto w Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" wpływają darowizny. Księgowane niezależnie od 1%, na który (w skutek przeksięgowań między Urzędami Skarbowymi) zwykle czeka się pół roku, pozwalają skorzystać niemal od razu z przekazanych przez Was środków.
Do takiej "błyskawicznej" metody wsparcia Julcinej wyjątkowości ostatnio sięgnęło kilka osób i to do Nich kierujemy niniejsze podziękowania.
Krystyna - co miesiąc pamiętasz o Julce 💙 Ziarnko do ziarnka i zbierze się... na turnus rehabilitacyjny 😉
Pan Roman - dziękujemy za przekazane w kwietniu subsydium i witamy w szeregach osób, które wspierają Julkę na wyboistej drodze do sprawności 😉
Wyrazy wdzięczności także dla anonimowego darczyńcy, który za pomocą dedykowanej zakładki na fundacyjnym profilu (skonfigurowanej z systemem Przelewy24) zdecydował się otworzyć na Julkę serce i... portfel 😉
Dziękujemy również wszystkim, którzy w tym roku przekazali na Julkę swój 1% podatku ❤️ Zawsze to powtarzam - to jest bardzo dobrze ulokowana inwestycja. Dywidendy wypłacane są na bieżąco w postaci satysfakcji z coraz sprawniejszego funkcjonowania Julci i Jej niewymienialnego na żadną walutę świata uśmiechu 😍😉
Ponadto ukłony w stronę Przyjaciół, którzy w przeróżny sposób agitowali za przekazaniem 1% właśnie Julce. Zaprzyjaźnionym księgowym 😉😘, ludziom wielkiego serca bezinteresownie wykładającym ulotki w strategicznych miejscach, Marcinowi za druk powyższych i Pani Kindze za niesamowity projekt 😊
❤️❤️❤️
Na koniec jeszcze będziemy się chwalić, bo jest naprawdę czym. Pogoda w marcu okazała się na tyle łaskawa, że udało nam się w końcu dotrzeć na prowokacyjną polanę i z rąk szefa Gliwickiej Parkowej Prowokacji Biegowej odebrać statuetki za ubiegły rok 😎 Autentyczna radość z jaką Julka odbierała swoją - nie do podrobienia. Pamiątkowe zdjęcie w towarzystwie Andrzeja oddaje ducha tej radości 😉
piątek, 12 marca 2021
Podaj dalej
Zagrać ze Stingiem na jednej scenie? Czemu nie... 😎
W 2005 roku z inicjatywy Down Syndrome International 21 marca został ustanowiony Światowym Dniem Zespołu Downa. Gdy siedem lat później Organizacja Narodów Zjednoczonych objęła go patronatem Julka była już dziarską pięciolatką 😉
Co roku staramy się pamiętać o tym specjalnym dla nas dniu. Czasami obchodzimy go z przytupem spotykając się w szerszym gronie, innym razem bez jakiegoś szczególnego namaszczenia zamyka się nam między świtem i zmierzchem. Rokrocznie - bez względu na charakter obchodów - łączy je wspólny mianownik: pozytywny przekaz. Integracja Julki z szeroko rozumianym światem i oswajanie tegoż z Jej niepowtarzalnością. Symbioza.
My uśmiechamy się do świata codziennie, ale w tym wyjątkowym dniu rosną szanse, że nasz uśmiech zostanie dostrzeżony, a nawet niejednokrotnie odwzajemniony. Ten niepowszedni dzień nieprzypadkowo spotyka się na kartach kalendarza z pierwszym dniem wiosny. Słońce zaczyna odczuwalnie mocniej przygrzewać, na ulicach widać ludzi w niepasujących skarpetkach (tą wiosną rozkojarzeni pewnie 😏), a w mediach robi się głośniej, barwniej i bardziej zespołowo. To dobrze.
W tym roku w obchody włączył się siedemnastokrotny zdobywca Grammy Gordon Matthew Sumner znany szerzej jako... Sting 😍
Posłuchajcie i obejrzyjcie TUTAJ:
Świetna kampania społeczna i szalenie potrzebna. Za parę lat i nam przyjdzie zmierzyć się z pytaniem: co dalej? Obserwując takie akcje, mając wokół siebie takich przyjaciół jestem przekonany, że będziemy je rozpatrywać w kategorii wyzwania, a nie problemu 😇
Polubcie wyliczankę Pana Gordona, udostępniajcie, rozpocznijcie łańcuch rekrutacyjny. Bądźcie jak piekarz, zatrudnijcie Simone 😃😉
wtorek, 23 lutego 2021
I believe I can fly
Na północy ściął mróz
Z nieba spadł wielki wóz
Przykrył drogi pola i lasy...
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,grzegorz_turnau,bracka.html
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,grzegorz_turnau,bracka.html
Zima jest piękna do pewnego stopnia… Celsjusza ;-) Tegoroczna skuła lodem zanurzone w lutym Bory Tucholskie, zarzucając biały płaszcz na sosnowe ostępy i zagubione wśród kniei dachy domostw Małego Gacna. Samotna Buka stanęła na rogatkach wsi pokrywając wszystkie myśli i każdą piędź ziemi mroźnym całunem, nie pozostawiając nadziei na rychły wzrost temperatury. Odeszła milcząca dopiero po dwóch tygodniach. Wraz z nami...
Dobra, żartuję ;-) Kochamy zimę! Faktycznie podczas naszego dwutygodniowego turnusu w "Neuronie" mróz malował na szybach fantazyjne desenie, lecz gdy się nosi w sercu niezwyciężone lato, to najgłębsza zima nie jest straszna ;-) Zwłaszcza, gdy jest się dzieckiem stycznia. Jak Julka :-)
Lubimy tu wracać. Za każdym razem Ośrodek wita nas wykwalifikowaną kadrą, rodzinną atmosferą i... domową kuchnią. Skorzystaliśmy z pełnego pakietu ;-)
Intensywne dwa tygodnie rehabilitacji Julka zniosła bardzo dzielnie. Minimalne ślady zmęczenia pojawiały się tu i ówdzie, ale były tak okazjonalne, jak nie przymierzając ślady wilczej watahy w okolicznych borach ;-) Z resztą... sami popatrzcie :-)
Wszystkim terapeutom i opiekunom bardzo dziękujemy za profesjonalizm, włożone serce i optymizm, oraz za cierpliwość i wszelkie rady i uwagi. Mam nadzieję, ze nie pominę nikogo:
Hipoterapia: Pani Gosia, Pani Ania, Marcin.
Kynoterapia: Tomek wraz z czworonożnymi przyjaciółmi.
Terapia Integracji Sensorycznej i rehabilitacja ruchowa: Pani Agnieszka, Pani Madzia, Pani Mirka.
Terapia wzroku: Pani Asia.
Terapia pedagogiczna: Pani Ela.
Terapia logopedyczna: Pani Iza.
Tlenoterapia hiperbaryczna: Pani Kinga.
Pod takimi skrzydłami naprawdę można oderwać się od ziemi ❤️️
Cytaty i inspiracje: Michał Zabłocki, Tadeusz Gicgier, Albert Camus.
Fotografie: Pani Madzia, Pani Asia, Pan Tomek, Tata ;-)
PS