sobota, 3 lutego 2018

Gambit gliwicki ;-)

Z Gliwicką Parkową Prowokacją Biegową związani jesteśmy od jej pierwszej edycji, tj. od stycznia 2014 roku.
Dla niewtajemniczonych - jest to cykliczna impreza sportowa, na której raz w miesiącu spotykają się biegacze i miłośnicy nordic walking, by powalczyć ze swoimi słabościami i współzawodnikami na trasie,  ale przede wszystkim "dać się sprowokować do walki z lenistwem". Impreza godna polecenia zarówno początkującym adeptom sportowych zmagań, jak i starym wyjadaczom, którzy na niejednej trasie kosztowali smak połykanych kilometrów.
Dla wtajemniczonych - absolutny must have w kalendarzu, okazja do spotkania znajomych i przyjaciół, oraz comiesięczna gwarancja pięknej pogody ;-)

Tegoroczne styczniowe zawody były wyjątkowe pod wieloma względami. 
Primo: padł rekord frekwencji - polanę odwiedziło prawie sześćset osób.
Secundo: wśród tego tłumu debiutowała ciocia Agnieszka, która jeszcze kilka miesięcy temu zarzekała się, że nigdy przenigdy, że bieganie to nie dla Niej, etc., etc. ... :-)
Tertio: rzeczona przywiozła ze sobą kilkuosobowy team, również zaczynający przygodę z gliwickim cyklem, oraz zabrała na trasę nieprzekonaną do biegania w terenie mamę Kasię, co zaowocowało u zabranej kolejnymi planami biegowymi ;-)
Quarto: cichym bohaterem tego dnia była... Julka, której to styczniowa odsłona zawodów była dedykowana :-)

Julka w towarzystwie siostry i taty pokonała samodzielnie jedno, ponad czterokilometrowe okrążenie. Naturalnie po obowiązkowym "zrobisz mi zdjęcie tato?" -  krótko po starcie - skończyło się bieganie i już do końca trasę pokonywaliśmy marszem. Zmotywować tego małego uparciucha do zrobienia następnego kroku, a potem jeszcze do kolejnego i kolejnego... to wyzwanie iście Heraklesowe. Nie obyło się bez próśb i gróźb ("Tato nie śpiewaj już. Już będę szła" ;-) ), ale jakoś udało się dotrzeć do końca. Niemal tradycją już staje się, że na ostatnich kilkudziesięciu metrach Julkę przejmuje Jej ojciec chrzestny, po czym "kropkę nad i" stawiamy już razem. Dzięki Irek, że zawsze  poświęcasz swoje cenne minuty z wyniku i dzielisz ze mną przyjemność obserwowania autentycznej radości, z jaką ten mały urwis przekracza linię mety :-)
Na finiszu czekało na Julkę owacyjne przyjęcie, mama i Piotrek Pacuła z niespodzianką ;-) Jeszcze raz bardzo dziękujemy ;-)

Podziękowania również Andrzejowi Szelce i całej ekipie AKMB Pędziwiatr Gliwice za zaakceptowanie pomysłu na event i bezinteresowną pomoc przy jego organizacji :-)

Ponadto ukłony w stronę Marysi, Agnieszki, Kasi, Zosi i Irka za start w "Julcinych" koszulkach - fajnie było być mijanym na trasie przez tak oznakowany team ;-)

Wdzięczność także za wszystkie słowa wsparcia i pozdrowienia  na trasie: od znajomych i nieznajomych kibiców Julcinej sprawy :-)

Dziękuję wszystkim, którzy przygarnęli Julciną ulotkę, widziałem, że niektórzy z was brali więcej - super, niech trafią w dobre ręce (jakby ktoś potrzebował, to jeszcze mamy) ;-)

Jasiowi za drożdżówki i Marcinowi za długopisy - pracować z Wami, to czysta przyjemność :-)

Na koniec - niemniej ważne - podziękowania dla wszystkich przyjaciół, którzy z różnych istotnych przyczyn nie mogli być tego dnia obecni w parku. Pomimo fizycznej absencji, czułem Wasze duchowe wsparcie ;-*

Ten wspólnie spędzony czas był dla mnie ogromnie ważny, ponieważ wpisywał się w założenie, jakie postawiłem przed sobą kilka lat temu. Oswajanie Julki z szeroko rozumianym  światem i tegoż świata z niepełnosprawnością, innością, odmiennością w ogóle. Integracja - słowo klucz do tego styczniowego przedpołudnia. Jestem przekonany, że obie strony skorzystały i będzie to długofalowa osmoza ;-)
 
PS Po zawodach zostało sporo drożdżówek  - nie zmarnowały się - zostały zawiezione dla dzieciaków z domu dziecka  w Knurowie :-)

1 komentarz:

  1. "I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem, A com widział i słyszał..." Cała przyjemność po mojej stronie w "noszeniu" Julki -dosłownie i w przenośni. Zosi również-dosłownie:-)SuperDziewczyny!

    OdpowiedzUsuń