środa, 18 marca 2015

"Spójrz tato"

Za kilka dni przypadną obchody Światowego Dnia Zespołu Downa. Dzięki wpisowi na wikipedii dowiedziałem się, że:
"...data obchodów nie jest przypadkowa – dzień 21 marca patronuje rozpoczynającej się wiośnie i narodzinom ludzi niezwykłych, data wiąże się również z istotą zaburzenia – trisomią 21 chromosomu. Z tej okazji na całym świecie odbywają się imprezy, których celem jest zwiększenie świadomości społecznej dotyczącej zespołu Downa, propagowanie praw i dobra ludzi z tą wadą genetyczną i integracja z nimi." .
Tak... To, że Julka  jest osobą niezwykłą, wiem od dawna, tzn. od dnia Jej narodzin. To, jak bardzo zmieniła moje życie, spojrzenie na świat, stosunek do życia, do ludzi - właściwie odkryłem dopiero niedawno.  Przewartościowała dosłownie wszystko. Nie z dnia na dzień. Dzień po dniu. Wydeptała tę zmianę, zanim jeszcze nauczyła się chodzić :- ) Jej pojawienie się na świecie wprawiło w ruch otoczaka. Dziś to pędząca lawina :- ) Mniejsza o szczegóły. Zawsze będzie Numerem Jeden.



 (Pierwsze zdjęcie Julki, jakim przywitaliśmy się na Zakątku21 osiem lat temu. Master Yoda ;- ) )

Potem pojawiła się Zosia i chociaż wydawało się to już nieprawdopodobne - świat przyśpieszył jeszcze bardziej  :- ) Chociaż druga w kolejności, Ona także zawsze będzie... Numerem Jeden.

(Zosia - w tym błękicie można się zanurzyć ;- ) )
.............
Wracając do tematu przewodniego - Światowy Dzień Zespołu Downa. 
Same obchody są bardzo ważne i dobrze, że jest taki specjalny dzień. Pozwala raz w roku, pod egidą ONZ pomachać do szerszego grona, które na co dzień zna problemy ludzi z  zespołem Downa tylko połowicznie. Osobiście nie obchodzimy go jakoś specjalnie. Owszem, w ramach manifestu ubieramy niepasujące skarpetki, staramy się wśród przyjaciół i znajomych propagować jedyny taki dzień w roku, ale... tak naprawdę my "świętujemy" każdego dnia :- )
Z drugiej strony...
...dziś świadomie w rozmowie użyłem stwierdzenia, iż "Julka wszystkich nas wkręca, że ma Downa" ;- )
Jest szalenie inteligentna, sprytna, dokładnie wie, czego się od Niej oczekuje i równie dokładnie wie, co zrobić, by tego nie wykonać :- ) Od najmłodszych lat przekonuje nas, że nic nie umie, sama nie zrobi i najlepiej, by wszystko to zrobić za Nią ;- )
Przykład?
Jakiś czas temu w Jej słowniku pojawiło się nowe słowo. Jestem w 100% przekonany, że zaczęła go używać świadomie, by... jeszcze ciaśniej owinąć sobie mnie wokół palca :- )
Otóż w rozmowie z żoną, pochwaliłem  małego Jurka (zdrowego, dwu i pół letniego brata zespołowej Pyśki), który zamiast słowa "zobacz", używa  "spójrz". Rozmowa toczyła się przy pozornie zajętej sobą Julce. Na dniach, owo "spójrz tato" zagościło w Jej wypowiedziach. Na stałe. 

W maju stajemy na komisji d/s orzekania o niepełnosprawności. Ciekaw jestem Ich oceny... ;- )

wtorek, 10 marca 2015

Cała Polska czyta dzieciom :- )

Wspominałem niedawno, że raz na dwa - trzy  tygodnie, w zaprzyjaźnionym Antykwariacie -  w ramach dziecięcych spotkań z literaturą - odbywają się sesje, na których czytane są na głos książki odpowiednie do Ich wieku. W tym czasie dzieci zasłuchane w głos pani Soni odpływają w krainę wyobraźni, a rodzice oddają się przyjemności buszowania wśród regałów, lub delektują się świeżo parzoną kawą przy kominku. Zwykle robię jedno i drugie ;- )
Po ostatniej takiej wyprawie nasza domowa biblioteczka wzbogaciła się o dwie ważne pozycje.
Jak to zwykle w życiu bywa, zarówno na jedną i drugą trafiłem przez przypadek...
Pierwsza z nich to osadzona w świecie Muminków (co nie jest tak oczywiste, gdyż autorka pisała również inne rzeczy) świetnie wydana, kaligrafowana "Kto pocieszy Maciupka?" Tove Jansson. 
Oryginalna wierszowana historia, pierwszy raz wydana w Finlandii w 1960 roku, o strachu przed samotnością, poszukiwaniu bratniej duszy, pokonywaniu nieśmiałości i potrzebie miłości. Wartości nadal aktualne po pięćdziesięciu latach, nawet w dzisiejszym zabieganym świecie.
Czyta się ją dosłownie "na dobranoc" - kilkanaście stron, bogato ilustrowane przez samą autorkę.

Druga książka zwróciła moją uwagę... okładką.  Na niej dziewczynka siedząca samotnie przed wiejską chatą. Niby sielsko, ale na niebie widać zrzucającego bomby niemieckiego Junkersa (?).


Wydana przy współpracy Muzeum Powstania Warszawskiego jest próbą oswojenia najmłodszego czytelnika z realiami II wojny światowej. Pisana z perspektywy pięcioletniej dziewczynki, której wojna zabrała dom i rodziców, rozdzieliła z resztą rodzeństwa, a nią samą zmusiła do tułaczki. Pozbawiona patosu, martyrologii, ale i brutalności, opisująca w krótkich migawkach zmagania z rzeczywistością dnia codziennego. Narratorem jest mała Asia, czyli...  Joanna Papuzińska, autorka szeregu książek dla dzieci (w tym naszej ukochanej "Nasza Mama czarodziejka", którą również często czytamy do poduszki).
Temat trudny, ale nie sposób go uniknąć. Tu podany - w mojej ocenie - bardzo przystępnie, stosownie do wieku najmłodszych. 
Dwie różne pozycje, ale obydwie równie ważne. 
Zdaje sobie naturalnie sprawę, że za "chwil parę" Dziewczynki same zaczną wybierać co chcą czytać i moje sugestie nie będą miały najmniejszego znaczenia, ale... dopóki są jeszcze w wieku, w którym mogę Im sugerować lekturę, to zrobię wszystko, by była to literatura wszechstronna, "coś z poezji, coś z prozy", bo czym skorupka za młodu... ;- )