Dziś trochę egoistycznie - o sobie :-)
Do napisania poniższego tekstu skłoniła mnie niedawna wizyta w mojej rodzimej MBP. Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, ale okazuje się, że biblioteki są zamykane. Zwłaszcza te dziecięce. Z jednej strony niby społeczeństwo wiecej czyta (wbrew powszechnym opiniom, że książki są tylko kupowane i odkładane na regał), z drugiej (widzę to po sobie, po swojej rodzinie) przestaliśmy korzystać z dobrodziejstw bibliotek. Staliśmy sie zamożniejsi i wygodniejsi. Kupujemy w księgarniach, w internecie, dla siebie, na zawsze. Owszem są takie pozycje, do których się wraca, ale ile książek zalega nam na półkach, przeczytane raz tylko, tego chyba nikt nie zliczy. Biblioteka to nie tylko miejsce, w którym można wypożyczyć książkę, ebooka, czy prasę. To serce kulturalne dzielnicy.
Kilka lat temu zapisałem Julę do tej właśnie biblioteki, pora na Zosię. Jasne, samo zapisanie nie wystarczy - trzeba chodzić regularnie. Powiem Wam, że jako element składowy wychowania i edukacji dziewczynek, to jest całkiem niezły plan na najbliższy czas. Jeżeli będzie dobrze wykonany, być może i na resztę Ich życia.
Pięć
najważniejszych książek mojego dzieciństwa
(z
komentarzem)
Gdy miałem cztery lata,
rodzice zapisali mnie do Miejskiej Biblioteki Publicznej, mieszczącej się obok
szkoły podstawowej, do której chodziła moja starsza siostra, a później również
i ja, z drugą siostrą – bliźniaczką. Zapewne przy okazji zapisywania starszej
córki, zdecydowali za jednym zamachem zapisać pozostałe dzieci. Chwała im za
to.
Dość szybko nauczyłem się
czytać. Mając sześć – siedem lat czytałem już bardzo składnie i co ważne,
lubiłem to robić. W domu zamiłowania do książek nikt nie negował, chociaż nie
pamiętam rodziców z lekturą w ręku. Być może lata osiemdziesiąte – czas, w
którym chodziliśmy do szkoły, a rodzice łapali się wszystkiego, by wykarmić
naszą trójkę – nie sprzyjał czytelnictwu w rodzinach robotniczych.
Nie pamiętam pierwszej
samodzielnie przeczytanej książki. Mogło to być coś z serii „Poczytaj mi Mamo”,
lub jakieś wiersze Brzechwy, czy Tuwima. Pamiętam swoją fascynacje komiksem,
która współistniała na równi z zamiłowaniem do książek. „Kajko i Kokosz”
Christy, „Tytusy” Papcia Chmiela, „Kleks” Szarloty Pawel, „Binio Bill”
Wróblewskiego, czy grafiki Baranowskiego, dały podstawę pod późniejsze przygody
z „Yansem”, czy „Thorgalem” Rosińskiego. Gdzieś tam, po drodze „Kapitan Kloss”,
który też miał swój epizod w kształtowaniu mojego czytelnictwa.
Pięć najważniejszych
książek? Jakimi kategoriami się kierować? Dla każdego, co innego jest ważne.
Bez oddawania palmy
pierwszeństwa żadnemu z poniższych tytułów spróbuję wymienić kilka pozycji,
które wyryły mi się w pamięci na tyle, że wracam do nich po latach. Są to
książki, jakie stoją dziś na półce moich dzieci. Mam nadzieję, że ukształtują
Je tak samo, jak ukształtowały mnie.
Astrid Lindgren „Bracia Lwie
Serce” – czytana w dzieciństwie, przepiękna opowieść o miłości braterskiej,
przyjaźni, lojalności.
Maria Krüger „Karolcia” –
bodaj pierwsza powieść fantastyczna, jaka wpadła mi w ręce. Magiczny, błękitny
koralik, który spełniał życzenia. Któż nie chciał mieć takiego? Tak jak czarodziejskiego
pierścienia z czechosłowackiego serialu „Arabela”.
Jadwiga Hartwig – Sosnowska
„Za półką z książkami” – zbiór opowiadań o stworzeniach zamieszkujących nasze
domy, pomagających skrycie ludziom w codziennych obowiązkach. Z rewelacyjnymi ilustracjami
Jerzego Flisaka.
Anna Lewkowska „Mechaniczny
Rycerz” – opowieść o robocie ukrytym w średniowiecznej zbroi, który zostaje
wysłany w przeszłość, wprost z XX wiecznego mieszkania polskiego naukowca.
Pierwsza moja przygoda z podróżami w czasie.
Hans Christian Andersen –
„Baśnie” – grube tomiszcze własności mojej starszej siostry. Pełne
niesamowitych krótkich opowiadań, gdzie świat miał dwie barwy: czarna i białą,
bez odcieni szarości. Zło było złem, dobro dobrem.
Jan Parandowski „Przygody
Odyseusza” – lektura szkolna, do której zawsze lubiłem wracać. Pierwsze
zetknięcie z Mitologią i z klimatami awanturniczo przygodowymi.
Tak naprawdę każda z tych
książek pozostawiła po sobie ślad. Dała podwaliny po późniejsze zainteresowanie
Bahdajem, Nienackim, Niziurskim, Ożgowską, Chmielewską, Musierowicz, później
Tolkienem, Sapkowskim, Pratchettem, Lewisem, czy Martinem.
Nadal czytam dużo – różnych
rzeczy. Od poezji, po ciężką literaturę faktu. Lubię to.
Ostatnio dzieciom - odkrytą
przeze mnie niedawno – Joannę Papuzińską i Jej „Nasza mama czarodziejka”.
Dziewczynki są zachwycone. Tata również. Jeszcze wiele do odkrycia przede mną.
Jacek (1977)
Ot, taka osobista wycieczka w przeszłość :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz