niedziela, 21 września 2025

Ostatnia sobota lata

W sieci można znaleźć informację, że napełniane helem foliowe balony unoszą się w powietrzu maksymalnie do miesiąca. Wczoraj rano na podłogę opadł jeden z urodzinowych balonów, które Julka dostała od nas w styczniu. To przypomniało mi, że na każdą rzecz, nawet mocno przeciągniętą w czasie, kiedyś przychodzi pora i nic nie jest dane na zawsze. Jesień stojąca w progu doskonale wpisuje się w te rozmyślania ;-)


Wczoraj też rozpoczęliśmy nowy sezon teatralny, chociaż Bogiem a prawdą w tym roku właściwie nie zrobiliśmy sobie wyraźnej wakacyjnej przerwy. Jeszcze w lipcu zajrzeliśmy do Teatru Dramatycznego na zjawiskowe "Kinky Boots", a końcówka sierpnia przyniosła odwiedziny w multipleksie na fenomenalnej, zapadającej w pamięć retransmisji ponadczasowej sztuki Tennessee Williamsa "Tramwaj zwany pożądaniem". Obydwa spektakle polecamy Waszej uwadze.

Warszawa przywitała nas słoneczną, zachęcająca do spacerów aurą, ale kierowani głodem sobotnie odwiedziny zaczęliśmy od wizyty w kultowym barze mlecznym "Prasowy" ;-) Pod sygnowaną przez Papcia Chmiela grafiką Tytusa, w przystępnych cenach napełniliśmy brzuchy po podróży, a następnie spacerowym krokiem udaliśmy się do Łazienek posłuchać, jak rośnie trawa i szumią drzewa. Ilekroć jesteśmy w stolicy i pogoda na to pozwala, staramy się wygospodarować chwilę na błądzenie parkowymi alejkami. Umysł się resetuje, hałas miasta filtrowany jest przez drzewostan, a czas nie jest odmierzany sekundami, ale rytmem Julcinych kroków. A Jej zwykle się nie śpieszy ;-) Od osiemnastu lat idziemy w tempie, który narzuca Julka i jesteśmy oswojeni z myślą, że szybciej wcale nie potrzeba ❤️

W drodze powrotnej do hostelu, zupełnie przypadkowo natrafiliśmy na urodzinową wystawę Instytutu Szwedzkiego poświęconą Pippi Långstrump. Dokładnie w 1945 roku ukazała się pierwsza książka z jej przygodami i w tym roku bohaterka kończy 80 lat. Jeszcze kilka lat temu czytałem Julce i Zosi "do poduszki" o przygodach tej niezależnej dziewczynki. Może okrągły jubileusz jest dobrym pretekstem, by sięgnąć po książki Astrid Lindgren ponownie?
Wisienką na torcie naszej sobotniej wycieczki i głównym powodem wizyty w stolicy były kupione prawie rok temu bilety na polską premierę musicalu "Beetlejuice" w Teatrze Syrena. Spektakl oparty na pomyśle i filmie Tima Burtona z 1988, zadebiutował na Broadwayu trzydzieści jeden lat później. Nad Wisłą (dosłownie) - tydzień temu. Bawiliśmy się doskonale! Najbardziej podobało nam się... wszystko! Tam nie ma słabych momentów. Wszystko jest na swoim miejscu. Ocena jest oczywiście mocno nieobiektywna, bo primo kochamy musicale, secundo estetyka burtonowska jest nam bliska od lat, a powiedzieć, że spektakl podlany jest sosem upichconym w kuchni mistrza groteski, to nic nie powiedzieć. On dosłownie nim ocieka. Absolutny światowy poziom pod każdym względem. To również przyczynek do rozmowy z naszymi nastolatkami o śmierci, żałobie i starcie - tematach raczej na co dzień nie eksploatowanych - ale z tym poczekamy, aż emocje trochę opadną.
To jest spektakl, który należy obejrzeć więcej niż jeden raz. Może nawet trzy, jak chciałby tytułowy bohater. Dla nas kolejną okazją będzie premiera chorzowska w Teatrze Rozrywki, w maju przyszłego roku - to koprodukcja obydwu teatrów. A trzeci raz? Hmm... W Hudební Divadlo Karlín w Pradze też aktualnie wystawiają "Beetlejuice'a". Z całym szacunkiem dla naszych południowych sąsiadów - po czesku może być tylko śmieszniej ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz