Skończył się rok. Dwanaście miesięcy zamkniętych w kalendarzu wspomnień. Każda kartka w nim ma swoją odrębną historię. Niektóre okruchy pamięci kryją się w słowach ubiegłorocznych wpisów, ale oczywiście nie wszystkie.
Rok nieodwracalnych pożegnań i wojny za miedzą, która zmieniła wszystko. Ale nie tylko. To także czas wyzwań, zrealizowanych projektów i patrzenia z uwagą w przyszłość. Wszystko podsypane dystansem, spokojem i szczyptą specyficznego poczucia humoru. Paradoksalnie te niedobre rzeczy sprawiły, że staliśmy się dojrzalsi. Skupieni na tym, by za każdym razem być częścią rozwiązania, a nie problemu i bardziej zdyscyplinowani, by finalizować rozpoczęte sprawy. (I nie trzeba mi o tej uszczelce przypominać co pół roku! ;-) ).
Kilka wycieczek w nieznane, trochę gór w sprawdzonym towarzystwie, dwa ważne koncerty (po jednym na głowę), flirt z dziesiątą muzą, jedno wyróżnienie w konkursie małych form literackich i garaż pełen cudów. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni z nominacją do prestiżowych nagród w kategorii kino familijne. Trzy charyzmatyczne aktorki i jeden zdeterminowany reżyser.
Rok temu nie robiłem żadnych postanowień noworocznych i udało mi się wszystkie dotrzymać ;-) W tym roku także niczego sobie nie obiecuję. Ani tym bardziej światu. Ten i tak upomni się o swoje.
PS Na dobry początek roku zostawiam Was w objęciach odrobiny klasyki ;-)
Brak postanowień to pewne postanowienie. Ot każdy rok to nowe wyzwanie i musimy się z nim zmierzyć niezależnie od postanowień. Trzeba iść do przodu a to jedyne pewne.
OdpowiedzUsuń