Zosia dostała polecenie samodzielnie spakować się na wakacyjny wyjazd. Po kilku minutach przychodzi zafrasowana.
- Tato, jak myślisz? Czy tyle mi wystarczy na te cztery tygodnie?
Patrzę. Dwa pękate plecaki. W nich same książki. Niczego więcej. Nawet pół szczoteczki do zębów.
- Hmm... Jeśli braknie, to Ci dokupię...❤️️
Julka zabrała ulubionego pluszaka, zdjęcie przyjaciół ze szkoły i nowe pudełko kredek, resztę pakowania zostawiając w rękach mamy.
Mama tradycyjnie spakowała... za dużo ;-)
Tata dołożył do tego rowery, gitarę, pudełko z szachami i ogłosił początek wakacji :-)
Teraz, gdy dobiegają końca i próbuję zamknąć je w jakieś ramy, zauważam ze zdziwieniem, że przecież dopiero "wczoraj" Dziewczynki odbierały świadectwa, a tu za moment zabrzmi pierwszy dzwonek. Czas przeleciał przez palce, ale w ogóle mi go nie żal, bo pozostawił po sobie mnóstwo fantastycznych wspomnień, a intensywność doznań przekładała się na prędkość wskazówek wakacyjnego zegara.
Tygodniowy obóz pod Tatrami, na który Julka wybrała się bez asysty Zosi, był prologiem tegorocznego wypoczynku i sprawdzianem samodzielności naszej czternastolatki. Zdała go z wyróżnieniem.
Lipiec przyniósł także pobyt u przyjaciół w klimatycznym uzdrowisku, perle Bałtyku - Kołobrzegu. Tam oddawaliśmy się nicnierobieniu, czytaniu książek, przesypywaniu piasku między palcami i wszelkim innym arcyważnym czynnościom ;-)