czwartek, 12 października 2017

"Cicho potok gada, gwarzy pośród skał..."

Bieszczady mają w sobie coś magicznego. Coś, co sprawia, że chce się tam wracać. Jakąś taką nieuchwytną nić, która, gdy raz zaczepi się o Twoją duszę, trzyma już zawsze. 

Dla nas okazją do powrotu w te czarowne strony (czwarty raz w tym roku?),  był niedawny ultraMaraton Bieszczadzki i imprezy mu towarzyszące, w których wzięliśmy rodzinnie udział. Dziewczynki wystartowały w biegu dla dzieci, mama debiutowała  na dystansie czternastu kilometrów (który bez większego marudzenia przeczłapała [uparcie twierdzi, że przebiegła 8-)] w określonym regulaminem limicie), a nad wszystkim czuwali dziadkowie, bez których ten wyjazd w ogóle nie doszedł by do skutku - dziękujemy ;-*


 Mina zwycięzcy ;-)
 Bifröst :-)
 Kto skoczył najwyżej? 8-)
 Spotkana na mecie ciocia Eliza z Fundacji Spartanie Dzieciom ;-*
(fot. Piotr Pawlak - dziękujemy!)
 "By się pozbyć złych humorów
robię zupę z muchomorów" ;-p
Daleko jeszcze???
 Nie, nie daleko...
(fot. Madzia Bogdan  - fajnie było Cię spotkać po przeszło dwóch latach)
Daleeeko jeszcze????
 Już ;-)


Dobrze było zobaczyć znajome twarze, pokibicować "swoim" w deszczu, spotkać przyjaciół, poczuć atmosferę wielkich zawodów i oddech jesieni nadciągającej od wschodu ;-) 
 Piątki mocy!
:-*
Nasz weekend w Bieszczadach, to poza zaplanowaną aktywną sobotą, również nie mniej leniwa niedziela. Niesamowita cerkiew w Górzance z trzystuletnim dębem, wizyta na zaporze wodnej w Solinie (z wszechobecnymi straganami), prawdziwy niedzielny obiad w rewelacyjnej Chacie Starych Znajomych nieopodal Sanoka (fuczki palce lizać, a barszcz, czy pierogi z czosnkiem niedźwiedzim  - poezja). A gdy zapadł zmrok? Wieczór gier rodzinnych i w drodze powrotnej kibicowanie biało czerwonym. Nawet tradycyjny korek przed Krakowem, sięgający po gasnący w zachodzącym słońcu horyzont, jakoś żwawiej zleciał przy radiowej transmisji ;-)
Akumulatory naładowane. Przy jesiennej słocie szybciej ich energia się wyczerpie, łatwiej też spada odporność na świat, na ludzi, więc dobrze mieć ukryte rezerwy ;-) Czego i wam życzę.

3 komentarze:

  1. Czytając Ciebie Jacku juz można poczuć się naładowanym Bieszczadzka energia :-) nic dodać nic ująć :-) pozdrawiam ;-) Ciocia Eliza

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też kocham Bieszczady i kocham do nich wracać :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jacku z rosnącym sercem czytałam ten wpis. Czytać Cię lubię od hoho. Kaśka dołączyła - super. Wspólnie (fajnie) spędzany czas łączy jak mało co...w co warto to inwestować :)

    OdpowiedzUsuń