Pamiętacie mój listopadowy wpis o tym, jak Julka poprowadziła oddział
biegnących Spartan do mety gliwickiej połówki? Hmm... Pytanie retoryczne -
nigdy wcześniej nie mieliśmy tylu odsłon na blogu... :-)
My też pielęgnujemy w sobie
te wspomnienia, a podczas tegorocznych ferii zimowych nabrały dodatkowego
wymiaru. Wróćmy jednak na chwilę cztery miesiące wstecz... ;-)
Samo spotkanie ze Spartanami
zostawiło w nas niezatarty ślad. Niesamowicie ubogacająca duchowo znajomość.
Ich pojawienie się pozwoliło na spojrzenie na dysfunkcję własnego dziecka z
nieco innej, szerszej perspektywy, a - jestem o tym głęboko przekonany -
w niektórych kręgach, otworzyło oczy na niepełnosprawność w ogóle.
Spartanie zostawili po sobie również wymierną pamiątkę. Swoje jesienne odwiedziny przypieczętowali bowiem przekazaniem na Julcine subkonto kwoty, dzięki której mogliśmy częściowo zrefundować Jej pobyt na turnusie rehabilitacyjnym, w wolnych od wszechobecnego smogu Borach Tucholskich.
Spartanie zostawili po sobie również wymierną pamiątkę. Swoje jesienne odwiedziny przypieczętowali bowiem przekazaniem na Julcine subkonto kwoty, dzięki której mogliśmy częściowo zrefundować Jej pobyt na turnusie rehabilitacyjnym, w wolnych od wszechobecnego smogu Borach Tucholskich.
Resztę pobytu Jula zawdzięcza Wam - to właśnie Wasze
darowizny i Wasz 1%, który co roku przekazujecie na Julkę pozwolił na
intensywną, dwutygodniową terapię w "Neuronie" w Małym Gacnie.
Turnus powoli dobiega końca,
ale już teraz mogę z pełnym przekonaniem oznajmić, że te czternaście dni
wytężonej pracy da Juli energetycznego "kopa" na najbliższych kilka
miesięcy. Scenariusz przeważnie jest podobny, chociaż na pierwszy rzut oka nie
jest to tak oczywiste. Zwykle ostatnie dni dwutygodniowego turnusu są nie lada
wyzwaniem nie tylko dla Juli, ale także i dla prowadzących Ją terapeutów.
Takich zmęczonych, niechętnych do współpracy "Julek" mają pod koniec
turnusowych zmagań kilkanaścioro, czasem więcej, ale zawsze stają na głowie, by
dziecko zmotywować do pracy, zainteresować, by nie "przesiedziało"
tych ostatnich zajęć, ale faktycznie wyniosło z nich jak najwięcej.
Za każdym razem,
po zakończonej - tak skompresowanej - rehabilitacji Julka wraca zmęczona do
domu, a przez kolejne miesiące zarówno my rodzice, jak i Jej nauczyciele, oraz
rehabilitanci, możemy wspólnie obserwować z jaką łatwością przyswaja wiedzę, czy
wykonuje ćwiczenia, które wcześniej sprawiały Jej trudność.
Nic nie jest -
niestety - dane na zawsze, psyche i soma Julki mają swoje ograniczenia,
dlatego... staramy się wracać po taką stymulację, przynajmniej dwa razy do
roku.
Serdeczne podziękowania dla
wszystkich terapeutów, którzy przeprowadzili Julkę przez te dwa tygodnie. Jula skorzystała z pomocy logopedy i pedagoga (panie Krysia i Ela :-*), z terapii wzroku (pani Asia), z hipoterapii (pani Ania, Kasia z Robertem), z kynoterapii (Tomek z Bianką, Bellą i Tajgą). Usprawniała również umysł i ciało na zajęciach z Integracji Sensorycznej (panie Beata i Karolina), na zajęciach ogólnorozwojowych na sali (niezrównana pani Karolina), oraz doskonaliła motorykę małą podczas zajęć na terapii ręki (panie Ania i Monika). Osobne podziękowania dla Lucyny - za zapewnianie dzieciakom kreatywnych zabaw na popołudniowych zajęciach dodatkowych: kulinarnych i plastycznych, no i za wizytę alpak ;-)
W wolnych chwilach cieszyliśmy się dobrodziejstwem zimy, korzystaliśmy ze świeżego powietrza, a w nagrodę za dobre sprawowanie tata dał się namówić na wycieczkę do kina (niesamowicie plastyczna animacja Disneya "Vaiana") i spotkanie z zimowym Bałtykiem ;-)
Jeszcze refleksja na koniec.
Każdy najmniejszy sukces Julki na drodze do normalności (w sensie zwykłego codziennego funkcjonowania, na co dzień niedocenianego przez zdrowych rówieśników, bo po prostu niedostrzeganego, jak chociażby prozaiczne poprawne trzymanie sztućców, czy - nie wiem - dowolne z brzegu: wiązanie sznurowadeł), jest również... Waszym tryumfem :-) To dzięki Waszemu zaangażowaniu w nasza wspólną sprawę, jesteście - na równi z terapeutami i nami rodzicami - autorami Julcinych powszednich zwycięstw. A te - jakkolwiek pompatycznie to zabrzmi - kiedyś złożą się na ostateczną victorię :-)
PS ;-)
(fot. Lucyna :-* )
Jeszcze refleksja na koniec.
Każdy najmniejszy sukces Julki na drodze do normalności (w sensie zwykłego codziennego funkcjonowania, na co dzień niedocenianego przez zdrowych rówieśników, bo po prostu niedostrzeganego, jak chociażby prozaiczne poprawne trzymanie sztućców, czy - nie wiem - dowolne z brzegu: wiązanie sznurowadeł), jest również... Waszym tryumfem :-) To dzięki Waszemu zaangażowaniu w nasza wspólną sprawę, jesteście - na równi z terapeutami i nami rodzicami - autorami Julcinych powszednich zwycięstw. A te - jakkolwiek pompatycznie to zabrzmi - kiedyś złożą się na ostateczną victorię :-)
PS ;-)