sobota, 31 maja 2025

Supernowa

Telewizor w naszym domu jest oknem na świat, przez które wyglądamy niezmiernie rzadko. W tym roku włączyliśmy go może z cztery razy. Z wyboru nie nadążamy za sezonowymi gwiazdozbiorami. Radio to inna sprawa. Milknie tylko podczas naszej nieobecności. Mamy swoje ukochane stacje, ale każde z nas lokuje uczucia na innych częstotliwościach. Na co dzień też mocno rozmijamy się w muzycznych afektach, ale nic w tym dziwnego. Różnimy się, więc i nasze dusze potrzebują różnych balsamów.

Powiem Wam w tajemnicy, że kawa pita z MOJEGO kubka jest smaczniejsza... ;-)

Są jednak takie obszary, w których styczne odnajdujemy wszyscy i jedną z nich jest... musical ;-)  Kochamy ten gatunek, a że niesie w sobie rozpiętość godną dystansu między Broadwayem a West Endem, to każde z nas znajduje swoją niszę. W poszukiwaniu nowych brzmień, ale i dla doświadczenia posłuchania na żywo tonacji już znanych odwiedzamy teatry muzyczne. Kilka lat temu na naszej mapie musicalowych podróży pojawił się Krakowski Teatr VARIETE. Teatr młody, bo obchodzący w tym roku dziesiąte urodziny, ale w niczym nieustępujący starszym scenom o takim samym charakterze. Lubimy tam wracać. Bilety kupujemy w ciemno, zwykle z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, absolutnie spokojni o najwyższy artystyczny poziom. Nigdy się nie zawiedliśmy. 

W tym sezonie magii teatru na Grzegórzeckiej doświadczyliśmy trzykrotnie i trzy razy podróżowaliśmy w czasie i w przestrzeni. Styczniowy RENT zapewnił nam huśtawkę emocjonalną. Razem z obsadą połykaliśmy łzy i wraz z nią śmialiśmy się próbując przetrwać w nowojorskiej bohemie końca XX wieku. Wczesną wiosną wspólnie z przyjaciółmi wybraliśmy się rodzinnie na swoiste rockowe rekolekcje. Marcowy set Jesus Christ Superstar przeniósł nas o dwa tysiąclecia do Jerozolimy i przeszył serca pozostawiając w zadumie. Początek maja zaś, to do imentu współczesne problemy z patriarchatem XVI - wiecznej Anglii, brawurowo przedstawione przez urzekającą obsadę musicalu SIX - najmłodszego dziecka krakowskiej sceny.

Każde wyjście do teatru jest niesamowitą przygodą, ale majowa wyprawa do Krakowa miała dodatkowy akcent, niemający odzwierciedlenia w niczym, czego do tej pory doświadczyliśmy. Miesiąc wcześniej w geście solidarności wsparliśmy bliski sercu teatr i teraz zostaliśmy zaproszeni, by poznać go od kulis. 

(fot. Łukasz Popielarczyk)

Mamy tak, że najlepsze wspomnienia zapisujemy pod powiekami. Staramy się zarejestrować wszystko w najdrobniejszych szczegółach, chłoniemy obrazy, dźwięki i atmosferę, by potem móc podzielić się wrażeniami. Tak było i tym razem. Godzinę przed spektaklem czekał na nas kierownik działu marketingu i biura organizacji widowni Teatru VARIETE Pan Łukasz Popielarczyk. Jak przystało na gospodarza, przywitał swoich gości przy wejściu i od razu wszedł w rolę pilota naszej wycieczki zabierając za kulisy. Lepszego przewodnika nie mogliśmy sobie wymarzyć. Poznaliśmy historię teatru z pierwszej ręki i zajrzeliśmy w miejsca na co dzień niedostępne dla widza. Zobaczyliśmy salę prób, orkiestron, magiczny magazyn kostiumów ❤️garderobę, charakteryzatornię i zascenie. Dyskretnie przemykaliśmy korytarzami starając się nie przeszkadzać, bo niebawem miał się zacząć spektakl i artystki, na które teraz zerkaliśmy z fascynacją, już stawały w blokach startowych, by lada moment wcielić się w sześć koronowanych głów. 
Zasiedliśmy na widowni (bilety w pierwszym rzędzie upolowałem jeszcze we wrześniu) i daliśmy się porwać opowieści. Muzyczną HERstorię sześciu żon Henryka VIII znaliśmy już ze stołecznej Syreny, ale twórcy krakowskiej inscenizacji sprawili, że patrzyliśmy oczarowani, jak nie przymierzając król Anglii na upragnionego następcę tronu ;-) 
Co nam się podobało? Tak naprawdę... wszystko ;-) Kapitalna reżyseria, bezbłędna gra aktorska, brawurowe popisy wokalne, chemia między bohaterkami, fenomenalna choreografia, bajeczne kostiumy, muzyka w wykonaniu świetnego girls bandu, mikrofony w kolorach odpowiadających barwom każdej z królowych, scenografia i światła, które w tym spektaklu odgrywają pierwszoplanową rolę. Bawiliśmy się przednio!
Wisienką na torcie było wspólne zdjęcie z obsadą i kosz prezentów od naszych gospodarzy. Zrewanżowaliśmy się Julcinymi krówkami i obietnicą podążania w naszej musicalowej turystyce śladem wszystkich monarchiń - bezsprzecznych gwiazd tego niezapomnianego wieczoru. Do stóp się ścielimy, że po tak energetycznym koncercie wykrzesały w sobie jeszcze dość sił, by wyjść do nas, chwilę porozmawiać i uśmiechać się do obiektywu❤️Niesamowite przeżycie dla młodszych i starszych sympatyków Melpomeny :-)

Błogosławiony między niewiastami ;-)
(fot. Łukasz Popielarczyk)
💛💚🤍❤️🩷💙
Zawisł w pokoju dziewczyn. Tuż obok zdjęć Maćka Pawlaka i Kuby Jurzyka ;-)
"Ja Katarzyna na imię mam i aż dwadzieścia sześć z nim królowałam lat..."

Ogromne podziękowania również dla Pana Łukasza, który nie tylko zorganizował nasze oprowadzanie, ale także otoczył nas opieką, zadbał o komfortowe warunki i jeszcze ze swadą odpowiadał na każde nasze pytanie. Prawdziwy erudyta, znawca teatru i na dodatek człowiek orkiestra. Bardzo dziękujemy za konstruktywne rozmowy i świetny kontakt na każdym etapie naszej przygody.

Dla nas odwiedziny w teatrze to nie tylko poszukiwania emocji, chociaż faktycznie każde wyjście doń wiąże się z ich eksplozją. To przede wszystkim wspólne spędzanie czasu, budowanie więzi opartych na kolektywnym przeżywaniu, ale też forma teatroterapii w najczystszej postaci - rehabilitacji i integracji jednocześnie. Korzysta z niej Julka, posiłkuje się Zosia, a i my chętnie poddajemy się takiej terapii ;-) 
Piękna rocznica i cudowne urodziny. Do zobaczenia!

Chodźmy do teatrów. Muzycznych, dramatycznych, lalkowych - wszystkich. Potrzebują nas nie mniej, niż my ich. Jesteśmy jednym krwiobiegiem. Scena każdego teatru to wielkie zwierciadło, w którym przeglądają się widzowie*. Można oczywiście też przeglądać się w lustrach kałuż, ale zwykle widać w nich więcej zmarszczek... ;-)



* Elif Shafak