Pachnie wakacjami. Czerwiec dopiero się kończy, a Julka już zdążyła wrócić z obozu. Wyjeżdża na niego od kilku lat. Sama. W domu zostawia szkolny plecak i parasol ochronny, jaki zwykle jest nad Nią otwarty i znika na tydzień. Na wypadek niepogody uzbrojona jest w kapelusz pełen nieba, ale zwykle nie pada. Lubimy te Jej samodzielne wyjazdy i oczywiście zdajemy sobie sprawę z istoty takich autonomicznych podróży, niemniej zawsze odliczamy dni, kiedy znowu będziemy w komplecie. Kiedy nasze dziecko odjeżdża - dokądkolwiek - to zawsze jest za daleko. Tęsknota oczywiście nie przysłania nam okazji do bezbolesnego posprzątania i uszeregowania wszelkich "skarbów" nagromadzonych w ciągu roku szkolnego. Tydzień to idealny wymiar czasu na takie porządki ;-)
(Z Wiktorką - najlepszą kumpelą ze szkolnej ławki.
Podróż za jeden uśmiech, a nawet za dwa.
Kto pamięta książkę Adama Bahdaja ręka do góry!)
Tymczasem odkrywamy uroki stolic Podbeskidzia i Dolnego Śląska. Miasto splotów i miasto spotkań - tak przynajmniej chcieliby autorzy sloganów reklamowych obu aglomeracji. Wrócimy do obydwu jeszcze podczas tegorocznych wakacji. Planów mamy pełen worek. Nic spektakularnego, ot takie nasze letnie podróże wokół komina. Jedno jest natomiast pewne: wspomnienia z nich będą niepowszednie :-)
Łapcie słońce, wiatr we włosy i echa kanikuły do pamięci podręcznej. Znajdźcie czas na lekturę, na kompot z rabarbaru i robienie przetworów. W grudniu, gdy przyniesiecie ze spiżarki zamknięte w słoiku lato - ono stanie w progu i rozleje się słońcem po całym domu. I po podniebieniu także ;-)
PS
Cytat kursywą: Roma Ligocka