Plan. Dobrze go mieć. Daje złudne poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Takie namacalne zaklinanie rzeczywistości. Warto też schować po zapasowym w każdym z rękawów. Na wszelki wypadek. Czasem jednak wszystkie biorą w łeb. Nawet te zastępcze. Wtedy z tylnej kieszeni wyjmuję wysłużoną pomiętą kartkę. Rozkładam na kolanie, rozprostowuję rogi i przyglądam się jej przez chwilę. Jest pusta. Niezapisana. Plan bez planu. Kompas na dalszą drogę. Wyznacza azymut, gdy wszystko inne zawodzi. Pokazuje, którędy najlepiej przejść nad rzeczami, na które nie mamy wpływu.
W czwartek Julka świętowała. Siedemnaście wiosen stuknęło szanownej solenizantce. Zażyczyła sobie budzenie urodzinowym "sto lat". Kilka minut przed szóstą - nierozśpiewanymi głosami podbudowanymi akompaniamentem równie zaspanej gitary - daliśmy zadość życzeniu i upust własnym wokalnym potrzebom. I chociaż według zdecydowanej mniejszości naszego trio piosenka brzmiała jak poniedziałek, to Julka była zachwycona. W Jej oczach (i w uszach) zawsze będę Santaną, bez względu na to, co twierdzi wysublimowana muzycznie Mama ;-) Poranek podarował Julce w prezencie zjawiskowy wschód słońca, a reszta dnia również przyniosła kilka miłych akcentów. Na sobotę zaplanowaliśmy huczne przyjęcie, na które już od listopada Julka zapraszała wszystkich bez wyjątku. Niestety życie miało na nas inny plan i w ostatniej chwili urodziny trzeba było przełożyć na bliżej nieokreślony termin. Choroba nie pyta o zaproszenie. Wchodzi bez pukania i rozsiada się w najwygodniejszym fotelu.
Został tort. Wielkością wprost proporcjonalny do liczby nieobecnych gości. Mamie życzymy dużo zdrowia i zapewniamy, że smakował tak samo doskonale, jak wyglądał ;-) Julka swoje życzenie wypowiedziała na głos. Chcę, żeby moja rodzina była szczęśliwa i zdrowa. Niech się spełni.
Dziecko zimy. Zodiakalny Koziorożec. Niepokorna dusza o złotym sercu. Przyszła na świat w czwartek. Ponoć urodzonych w tym dniu cechuje wewnętrzny spokój i siła oraz otwartość na świat i ludzi. Wrażliwi na bliźnich, szczerzy i odpowiedzialni. Wszystko się zgadza. Taka jest. Autentyczna we wszystkim, co robi.
Bywa, że plan jest dobry, ale dane, na których się opiera są nieaktualne. Jak stare mapy. Piękne, ale niepraktyczne. Do tego wpisu przymierzałem się od kilku wieczorów. Oprócz tytułu, który czekał w pamięci podręcznej od dwóch lat nie miałem nic. Nawet mglistego zarysu planu. Nawet starej mapy. Nie wiedziałem w jakie rejony zaprowadzą mnie myśli. Zaczynałem, kasowałem. Niejednokrotnie całe akapity. Nic mi się nie kleiło poza powiekami. W końcu usunąłem wszystko, zaparzyłem duży kubek czarnej herbaty i sięgnąłem do tylnej kieszeni po sprawdzone rozwiązanie. Pewnych rzeczy nie przewidzisz, a życie pisze najbardziej hollywoodzkie scenariusze. Warto je adaptować. Bądź co bądź siebie potrafimy grać oscarowo ;-)