"Obyś żył w ciekawych czasach". Apokryf ten, powszechnie uchodzący za stare chińskie przekleństwo pierwszy raz usłyszałem jakieś ćwierć wieku temu, bezpośrednio po seansie video "Władcy życzeń" Roberta Kurtzmana. Dyskutowaliśmy wtedy nad kwestią dwuznaczności wypowiadanych zdań, przemyślanego doboru słów i ich interpretacji z jaką możemy spotkać się u rozmówcy. Ta nierzadko rozmija się z intencjami i przypomina dziecięcą zabawę w głuchy telefon. Dojdziemy do tego.
Dożyliśmy zaiste "ciekawych" czasów. W dzisiejszym świecie skurczonym przez infrastrukturę lotniczą do rozmiarów piłeczki golfowej, śmiercionośne wirusy przemieszczają się prawie tak samo szybko, jak informacja o nich w globalnej sieci. Coś, co jeszcze wczoraj wydawało się odległe i dotyczące tylko Państwa Środka, nagle stało się namacalne i zaważyło na naszym metaforycznym jutrze. Wszyscy oblaliśmy test z czytania ze zrozumieniem. Niektórzy dostaną możliwość egzaminu poprawkowego w drugim terminie. Niestety - jak wynika z medialnych doniesień - nie wszyscy (*).
Jestem przekonany o tym, że wyjdziemy mocniejsi psychicznie z tej ogólnoświatowej wojny. Nie będzie łatwo. Niektórzy z nas stracą pracę. Inni najbliższe sercu osoby. Wszyscy wygodne złudzenie kontrolowania przyszłości. Uszeregowanej w osobistych terminarzach wiele miesięcy do przodu. Pali nam się grunt pod nogami, bo nagle odkryliśmy, że przyszłość przelewa się w przeszłość przez zwężenie w teraźniejszości. To nic, że dzieje się tak od zawsze. Dla nas, ślepo zabieganych w pogoni za wszystkim, to nowe, bolesne doświadczenie. Świat gra z nami w pokera i właśnie mówi "sprawdzam". Od nas zależy czy spasujemy, czy podbijemy. Każdy siada do stołu przekonany o tym, że wygra, bo tu główną wygraną jest życie. Nikt nie ma znaczonych kart, dlatego niektórzy grają va banque.
Każde doświadczenie na dłuższą metę wzmacnia. Dobre, czy złe. Kwestia tego, jaką mamy głowę i co z tym zrobimy. To zależy od nas samych.
Uważaj czego sobie życzysz. I zostań w domu.*
Dożyliśmy zaiste "ciekawych" czasów. W dzisiejszym świecie skurczonym przez infrastrukturę lotniczą do rozmiarów piłeczki golfowej, śmiercionośne wirusy przemieszczają się prawie tak samo szybko, jak informacja o nich w globalnej sieci. Coś, co jeszcze wczoraj wydawało się odległe i dotyczące tylko Państwa Środka, nagle stało się namacalne i zaważyło na naszym metaforycznym jutrze. Wszyscy oblaliśmy test z czytania ze zrozumieniem. Niektórzy dostaną możliwość egzaminu poprawkowego w drugim terminie. Niestety - jak wynika z medialnych doniesień - nie wszyscy (*).
Jestem przekonany o tym, że wyjdziemy mocniejsi psychicznie z tej ogólnoświatowej wojny. Nie będzie łatwo. Niektórzy z nas stracą pracę. Inni najbliższe sercu osoby. Wszyscy wygodne złudzenie kontrolowania przyszłości. Uszeregowanej w osobistych terminarzach wiele miesięcy do przodu. Pali nam się grunt pod nogami, bo nagle odkryliśmy, że przyszłość przelewa się w przeszłość przez zwężenie w teraźniejszości. To nic, że dzieje się tak od zawsze. Dla nas, ślepo zabieganych w pogoni za wszystkim, to nowe, bolesne doświadczenie. Świat gra z nami w pokera i właśnie mówi "sprawdzam". Od nas zależy czy spasujemy, czy podbijemy. Każdy siada do stołu przekonany o tym, że wygra, bo tu główną wygraną jest życie. Nikt nie ma znaczonych kart, dlatego niektórzy grają va banque.
Każde doświadczenie na dłuższą metę wzmacnia. Dobre, czy złe. Kwestia tego, jaką mamy głowę i co z tym zrobimy. To zależy od nas samych.
Uważaj czego sobie życzysz. I zostań w domu.*
*jeśli możesz.