Wczoraj mieliśmy przyjemność uczestniczyć w obchodach dwudziestej rocznicy powstania Gliwickiego Ośrodka Adaptacyjno – Rehabilitacyjnego, w strukturach którego znajduje się przedszkole naszej Juli. Na przestrzeni lat Ośrodek działał pod różnymi nazwami, ewoluował, rozrastał się, poszerzał zakres działań, ale zawsze ludziom pracującym tam przyświecał jeden cel - pomagać. Pomagać dzieciom i młodzieży niepełnosprawnej, ale co równie ważne - rodzicom. Nasza symbioza z Ośrodkiem trwa już prawie sześć lat i na przestrzeni tego czasu, jako rodzice dziecka niepełnosprawnego, również przeszliśmy ewolucję. Mieliśmy to szczęście, że szpital, w którym Jula przyszła na świat, wyprawił nas do domu z długą listą specjalistów jakich powinniśmy odwiedzić. Jednym z punktów na liście była wizyta u neurologa i to On skierował nas do Ośrodka, o istnieniu którego nie mieliśmy wcześniej bladego pojęcia. Na początku był dla nas miejscem, gdzie znaleźliśmy pomoc dla Julci - medyczną w szeroko rozumianym pojęciu, rehabilitacyjną, również prawną. Pierwsze półtora roku to był istny kołowrotek. Rehabilitacja, neurologopeda, psycholog, niezależnie pediatra, szczepienia, etc. Później doszedł aspekt edukacyjny. W Ośrodku otwierała się grupa Maluchów i dostaliśmy propozycję, by Jula dołączyła do niej. Dla nas było to jak wygrana na loterii - pozwoliło złapać oddech i nabrać sił do zmagania się z codziennością. Jula szybko zaklimatyzowała się w przedszkolu, a my wiedzieliśmy, że przez te kilka godzin jest w dobrych rękach, i że na miejscu ma pełen wachlarz potrzebnych Jej zajęć. Dziś, po tych kilku latach wiemy, że Jula rozwija się tak dobrze, m.in. dzięki temu, że w naszym mieście jest takie zaczarowane miejsce. Mamy kontakt z rodzicami niepełnosprawnych dzieci z innych miast z całej Polski (poprzez Zakatek 21) i dochodzą do nas sygnały o potrzebie stworzenia takich ośrodków. Pole do popisu dla tamtejszych lokalnych władz, lub (tak jak u nas) dla ludzi z wizją.
Obchody poprzedziła uroczysta msza w gliwickiej katedrze, na której Jula z Zosią dały się poznać szerszemu gronu z tylnych ław, jako osóbki nad wyraz żywe, chodzące własnymi ścieżkami, a Tata wystąpił w roli próbującego zapanować nad dwoma żywiołami ;-) To właśnie z kazania zaczerpnięty jest tytuł powyższego posta. Po mszy udaliśmy się do pobliskiego Centrum Edukacyjnego, gdzie została przedstawiona historia powstania GCER-u, a w ramach prezentacji artystycznych wystąpili wychowankowie Ośrodka. Punktem kulminacyjnym okazała się aukcja autorskich fotografii, efektu dwóch podróży do Islandii dr Anny Franek, z których dochód został przeznaczony na cele statutowe gliwickiego SKPON- u. W aukcje skutecznie włączyły się zaproszone władze samorządowe i kościelne, ale i nam udało się wylicytować piękną fotografię zorzy polarnej, na którą jednak będziemy musieli poczekać do końca wystawy, tj. do 20 grudnia. Nie omieszkamy podzielić się nią z Wami jeszcze przed świętami :-)
Na koniec chciałem zostawić Was z wierszem pana Jerzego Sikorskiego. Wierszem zaprezentowanym podczas obchodów. Wymowny tytuł, wymowne przesłanie.
_______
"Dziwne dziecko"
Łzy wciąż cieknące
Nie dają mi spojrzeć w słońce
Jestem tak małym stworzeniem
Lecz nie dam się zmiażdżyć spojrzeniem.
To co że nie rozumiem
I tak niewiele umiem
Jestem, gdyż ktoś rzekł…”Kocham”!
I ja, dziś tym słowem oddycham.
_______
PS ...