W sieci można znaleźć informację, że napełniane helem foliowe balony unoszą się w powietrzu maksymalnie do miesiąca. Wczoraj rano na podłogę opadł jeden z urodzinowych balonów, które Julka dostała od nas w styczniu. To przypomniało mi, że na każdą rzecz, nawet mocno przeciągniętą w czasie, kiedyś przychodzi pora i nic nie jest dane na zawsze. Jesień stojąca w progu doskonale wpisuje się w te rozmyślania ;-)
Wczoraj też rozpoczęliśmy nowy sezon teatralny, chociaż Bogiem a prawdą w tym roku właściwie nie zrobiliśmy sobie wyraźnej wakacyjnej przerwy. Jeszcze w lipcu zajrzeliśmy do Teatru Dramatycznego na zjawiskowe "Kinky Boots", a końcówka sierpnia przyniosła odwiedziny w multipleksie na fenomenalnej, zapadającej w pamięć retransmisji ponadczasowej sztuki Tennessee Williamsa "Tramwaj zwany pożądaniem". Obydwa spektakle polecamy Waszej uwadze.
Warszawa przywitała nas słoneczną, zachęcającą do spacerów aurą, ale kierowani głodem sobotnie odwiedziny zaczęliśmy od wizyty w kultowym barze mlecznym "Prasowy" ;-) Pod sygnowaną przez Papcia Chmiela grafiką Tytusa, w przystępnych cenach napełniliśmy brzuchy po podróży, a następnie spacerowym krokiem udaliśmy się do Łazienek posłuchać, jak rośnie trawa i szumią drzewa. Ilekroć jesteśmy w stolicy i pogoda na to pozwala, staramy się wygospodarować chwilę na błądzenie parkowymi alejkami. Umysł się resetuje, hałas miasta filtrowany jest przez drzewostan, a czas nie jest odmierzany sekundami, ale rytmem Julcinych kroków. A Jej zwykle się nie śpieszy ;-) Od osiemnastu lat idziemy w tempie, który narzuca Julka i jesteśmy oswojeni z myślą, że szybciej wcale nie potrzeba ❤️